18/08/2018Tagi: AlpyAlpy - WłochyScoglio delle Metamorfosi (Val di Mello)Wspinanie górskie latoWspinanie w skałach

Luna Nascente, Scoglio delle Metamorfosi

Wycena: VII   Wycena uzupełniająca: 6b   Asekuracja: R2   Długość [m]: 350   Wyciągi: 9   Czas [h]: 4   Wystawa: S   Ocena: 9/10   Komentarz:    

Po długiej akcji górskiej w czwartek, piątek poświęcamy na regenerację oraz kilka boulderowych klasyków. W sobotę czeka nas bowiem droga, z której musieliśmy się z Elą i Szymonem wycofać w poniedziałek, a bez zrobienia której cały pobyt w Mello nie byłby do końca satysfakcjonujący. Od początku bowiem Luna Nascente (6b/VII) była dla mnie zaraz po drodze Cassina głównym celem obozu. Żeby nie być subiektywnym, zacytuję opis z Planetmountain: "Luna Nascente can rightly be considered a true pearl of the Alps, an absolutely fantastic route in Val di Mello.  A beautiful perfect series of cracks and flakes on fantastic rock which has few equals in the rest of Europe. Many agree that this is one of the most beautiful climbs in the curriculum of any climber." Zgadzm się 😊.

By poniedziałkowa wstawka w drogę (w zespole z Elą i Szymonem) nie poszła na marne, wykorzystam kilka zdjęć sprzed naszego zjazdu w ulewie - z dwóch pierwszych wyciągów.

W sobotę Eli już w Mello nie ma, do mnie i do Szymona dołączają Rysiek oraz Romek i formujemy dwa zespoły. Ja wiążę się z Ryśkiem i w drogę wchodzimy jako pierwsi. Boulderowy ruch na początkowym wyciągu (za VII) zupełnie mi w poniedziałek nie podpasował, dlatego też proponuję koledze by zaczął od prowadzenia. Rysiek korzystając z naszych wskazówek kilka minut próbuje odpowiednio się złożyć i gdy już wydaje się, że będzie blok, legendarna wytrzymałka pomaga mu wytrzymać do momentu aż rozwiązuje problem. Stanowisko jest nasze - po chwili nie bez trudu również do niego docieram, a bez naprężonej z góry liny mogłoby się to znacznie opóźnić 😉.

Teraz proponuję byśmy prowadzili już po dwa wyciągi - drugi bardzo mi się spodobał więc chciałem się z nim koniecznie zmierzyć. Na początek kawałek komino-zacięciem (dalej do góry idzie inna znana droga, Polimago), po czym wejście w tarciowy trawers z podchwytami ukrytymi pod okapem, z trudnościami do VII-. Daję radę i zadowolony ściągam do siebie kolegę, zerkając do góry na przepiękną rysę w zacięciu, która na mnie czeka. Ten wyciąg (V+) nie tylko pięknie wygląda, pięknie się również na nim wspina. Kolejny wyciąg również jest kapitalny - rysa pomiędzy dwoma ścianami za ok. VI/VI+ daje mnóstwo frajdy.  Rysiek spokojnie daje radę na tym, jak i kolejnym, nie mniej urodziwym odcinku - prowadzącym najpierw po płycie, a po przewinięciu koło okapiku zacięciem wzdłuż rysy (VI-).

Czas na dwa wyciągi z moim prowadzeniem. Najpierw zacięciem pod okap, a później dość nietypowe kilka metrów - obniżenie w dół i przewinięcie na drugą ścianę.  Przyznam, że dilfer robiony w dół jest dość interesującym przeżyciem 😊. Po przewinięciu czeka mnie jednak coś ciekawszego - przerysa o której opowiadali Strzałka z Ziółkiem (robili drogę w środę). Ostatni przelot mogłem założyć jakieś 10 metrów temu, tymczasem nade mną pojawia się szerokie pęknięcie wysokie na kolejne 10 metrów. To właśnie na ten fragment zabraliśmy wielkiego cama nr 4 żeby nie ryzykować lotu na kilkanaście metrów. Sięgam więc do szpejarki i z przerażeniem odkrywam, że frienda tam nie ma! Wołam na Ryśka o co k... chodzi a on spokojnie odpowiada, że założył go sobie na stanowisku 😊. Żartów na ten temat nasłucham się później sporo, a tymczasem nie jest mi do śmiechu i muszę sobie jakoś poradzić. Spinam więc poślady i głęboko oddychając cisnę bez zatrzymania aż do upragnionego stanowiska. Nie jest może zbyt trudno (do VI) ale perspektywa długiego lotu w kierunku wioski poniżej trochę ściska gardło.

Kolejny odcinek to wymarzone wręcz zacięcie z rysą (V+), przechwyty robię najwolniej jak się da bo wspinanie jest tak piękne, że nie chcę by się skończyło! W końcu się jednak kończy, dochodzi Rysiek i rusza dalej. Teraz czeka nas najbardziej najdziwniejszy wyciąg na drodze - trzydziestometrowy trójkowy trawers, prowadzący po skalnej "listwie" w płycie, na którym da się założyć co najwyżej 2 przeloty. Taki podniebny spacer w morzu granitu 😊. Ostatni fragment miał również należeć do Ryśka, oddaje mi jednak prowadzenie. Idę kawałek rysą i odbijam na ogromną płytę w lewo. Okazuje się jednak, że wchodzę na nią za wysoko i trafiam na połóg o trudnościach V-VI bez jakiejkolwiek możliwości asekuracji.  Po drodze kilka razy muszę sobie powtarzać jak to jestem dobrze rozwspinany w połogach i na pewno nie zaliczę kilkudziesięciometrowego lota. Przechodzę sobie tak jakieś 30 metrów, aż docieram do rysy kończącej wyciąg, gdzie w końcu wpinam się do haka. Trzy minuty później dochodzę do drzew, gdzie droga się kończy.

Ściągam Ryśka i rozkładamy się na prawie godzinnego resta bo mimo iż chłopaki szli tuż za nami, ciągle ich na ostatniej płycie nie widać.  Słyszę jak Rysiek rozmawia z Szymonem przez radio, instruując go gdzie ma iść, nie zwracam jednak na to większej uwagi. Może dlatego nie odnotowuję, że Szymon pytał o wyciąg przedostatni, a Rysiek podaje mu jak ma iść na ostatnim 😉. Robią się z tego niezłe jaja, bo zgodnie ze wskazówkami Szymon podchodzi kawałek do góry i skręca w lewo na płytę - zamiast więc przejść trawers do stanowiska, ląduje na nieasekurowalnych płytach nad nim... Gdy w końcu kolega pojawia się na ostatnim odcinku, kończy mu się lina i musi poprosić Romka o podejście. Ten drugi dochodząc do nas nie może się nadziwić cóż to za dziwny wyciąg był 😊.

Jesteśmy w komplecie, po chwili więc zaczynamy zejście. A właściwie najpierw idziemy do góry, bo wg wskazówek lokalesów trzeba wysoko przekroczyć żleb przecinający ścianę. Do tego żlebu władowali się w środę nasi znajomi, robią tak zresztą prawie wszyscy bo najwyraźniejsza ścieżka tam prowadzi. Co ciekawe wyżej jest jeszcze jeden zapych, do którego wchodzimy, szybko się jednak wracamy. Gdy żleb się już przekroczy, zejście pod ścianę jest ewidentne. Wracamy na dno doliny ścieżką i rozkładamy się kilka minut na rzeką by schłodzić stopy (albo jak Romek całe ciało).

Na krótkie podsumowanie napiszę tylko co wszyscy zgodnie stwierdzamy - była to najładniejsza droga wielowyciągowa droga w skałach jaką ktokolwiek z nas do tej pory robił! Niech to będzie wystarczającą rekomendacją dla osób, które będą w okolicy i rozglądają się za zajmującą drogą na własnej asekuracji w kapitalnej jakości granicie. Klasyk nad klasyki czeka!