Hokejka, Łomnica
Zachodnia Łomnicy jest jedną z najładniejszych a zarazem najwyżej położonych ścian w Tatrach. Za każdym razem idąc do Chaty Teryho spoglądałem na nią z podziwem i zastanawiałem się kiedy wreszcie będę miał okazję ją dotknąć 😉. Wcześniej myślałem raczej o łatwiejszej drodze, Hokejka (VI+/VII-) była bowiem poza moim zasięgiem, z czasem trafiła ona jednak na czołówkę mojej listy. Pogoda jak wiadomo była jednak w tym sezonie kapryśna i gdy wydawało się, że trzeba będzie poczekać do przyszłego roku, październik uraczył nas świetnymi warunkami. Chętni na wyjazd znajomi za długo nie zastanawiali się nad moją propozycją, więc wyjątkowo liczną ekipą (4 osoby) wyruszyliśmy z zamiarem przejścia jednego z największych tatrzańskich klasyków.
Licząc na szybką i sprawną akcję używamy kolejki by dostać się na Łomnicką Przełęcz, skąd pod zachodnią Łomnicy idzie się jeszcze około godziny. Podchodzimy na ramię, skąd jednym 30-metrowym zjazdem (można również zejść trochę niżej) dostajemy się do łańcuchów sprowadzających nas do Żlebu Teryho, którym podchodzimy pod naszą drogę. Niestety – przed nami są dwa słowackie zespoły, mój plan by zdążyć na kolejkę z siodła (ostatnia w październiku jedzie o 15:45) staje się więc nierealny, zaczynamy bowiem wspinanie ok. 11:30. Początkowo próbujemy jeszcze powalczyć wyprzedzając z Łukaszem jeden zespół, Słowacy jednak naszych kolegów nie chcą już przepuścić...
Pierwsze dwa wyciągi prowadzi Łukasz – najpierw łatwe aczkolwiek ładne zacięcie (III-IV), później przewinięcie na płytę (IV) i wyjście na dużą półkę. Tu się zmieniamy i ruszam na wariant po prawej prowadzący piątkowym kominem (jedyny kruchy odcinek na drodze). Stanowisko zakładam przed słynnym Trawersem przez Krzyż (VI), na którym znajduje się jedno bardzo ciekawe miejsce 😊. Prowadzę również ten odcinek i po chwili dochodzę do kolejnego stanu, skąd mam świetny widok. Na piąty wyciąg jako pierwszy rusza Łukasz – fragment ten (V) wiedzie po litej skale w pięknej scenerii, pod wielkim okapem zwanym Hokejem. Następne stanowisko położone jest tuż pod trudnościami wyciągu szóstego – trzeba umiejętnie przewinąć się przez wypychający okap, nie jest bardzo trudno (VI) ale można sobie skomplikować sprawę nieumiejętnie się wstawiając. Powyżej czeka mnie jeszcze bardzo ładny odcinek z estetycznym zacięciem i mogę odpocząć. Wyciąg kolejny prowadzi kolega – zgodnie ze schematem trawersuje w lewo, po czym czujną płytą wraca do zacięcia – trochę dziwne bo narzuca się iść od razu zacięciem. Stanowisko jest już po 15 metrach, wcześniej również zdarzały się takie krótkie wyciągi więc są możliwości łączenia (o tym dalej).
Wyciąg numer 8 jest kluczowy, wracam na prowadzenie i szybko pokonuję początkowy komin (VI-) i dochodzę pod cruxa – rysę na przewieszającej się ściance. Haków jest aż za dużo (plus spit na wyjściu), w najtrudniejszym momencie można więc powalczyć – bez zapasu nie jest jednak za łatwo, a by odnaleźć najłatwiejszą sekwencję OS-em (VI+ lub VII-) trzeba mieć świetną intuicję albo sporo szczęścia. Mi się udaje, aczkolwiek dopiero po zmianie ustawienia i ratowaniu się firmowymi szpagatami 😉. Ściągam Łukasza, który mimo liny wcale nie ma lekko, po czym już wypoczęty, ruszam na ostatni wyciąg – bardzo fajny komin za V+, gdzie świetnie bawię się wspinaniem. Po 15 metrach wychodzę ze ściany prosto w skalny rumosz i moim oczom ukazuje się wiszący ze szczytu Łomnicy metalowy taras. Po chwili pojawia się Łukasz, rozwiązujemy się i zagadujemy przez radio do chłopaków – okazuje się, że Słowacy utknęli w cruxie i „nasi” skończą drogę dopiero za godzinę (jest 15:30).
Ruszamy więc na szczyt, gdzie oczywiście zalegamy w wygodnych lożach najwyższej knajpy Karpat i przyjmujemy należny złoty płyn 😊. Grzesiek z Szymonem docierają gdy już jest nam wesoło – również przeszli całą drogę na czysto (trudności dla Szymona), o dziwo nie chcą jednak piwa (?!). Zrobiła się jednak prawie 18-ta, nie ma się co ociągać bo za godzinę będzie ciemno – chcemy czy nie, trzeba ruszać bo parking 1700 metrów niżej... Z Łukaszem przeżywamy deja vu – trzy tygodnie temu po przejściu Grani Wideł czekało nas to samo długie i żmudne zejście po zmroku.
Podsumowując - Hokejka to pozycja obowiązkowa dla każdego szanującego się wspinacza górskiego! Droga jest piękna i lita, zgubić się raczej nie sposób bo idziemy od stanowiska do stanowiska (zawsze 2 ringi), na dodatek po drodze jest dużo haków. No właśnie – według mnie aż za dużo, co znacznie obniża powagę drogi. Na prowadzeniu kilku wyciągów założyłem może z dwa friendy i to bardziej dla formalności… No ale jak wiadomo, klasyki rządzą się swoimi prawami – dzięki świetnej asekuracji droga jest bezpieczna i w zasięgu każdego średnio-zaawansowanego taternika, na dodatek w lecie spokojnie objedziemy kolejką góra-dół (jak nie będzie tłoku). Druga sprawa, która mnie zaskoczyła, to krótkie wyciągi – gdybym szedł kolejny raz połączyłbym przynajmniej odcinki 2-3 i 6-7 (4-5 i 8-9 też dałoby radę), aczkolwiek wspinanie po 15 metrów też ma swoje plusy, można komentować wspinanie kolegi, no i lepsze zdjęcia wychodzą 😊.