15/09/2019Tagi: TatryDolina ŁomnickaŁomnicaWspinanie górskie lato

Birkenmajer, Łomnica

Wycena: VI   Wycena uzupełniająca: oryg. V+   Asekuracja: R2   Długość [m]: 400   Wyciągi: 8   Czas [h]: 5   Wystawa: W   Ocena: 7/10   Komentarz:    

Droga ta, jako jeden z historycznych klasyków wspinaczkowych w Tatrach, interesowała mnie od dawna. Jest to najdłuższa wspinaczka na zachodniej ścianie drugiego najwyższego szczytu Tatr i mimo teoretycznie niskich trudności, uchodzi za drogę dość poważną, o mocno „górskim” charakterze i zaniżonej wycenie. W piękny wrześniowy dzień postanowiliśmy więc sprawdzić jakież to dzieło stworzyli prawie 90 lat temu (w 1930!) Birkenmajer i Kupczyk. Wyjeżdżamy kolejką na Łomnicką Przełęcz, podchodzimy na ramię i jednym 30-metrowym zjazdem dostajemy się do łańcuchów doprowadzających pod ścianę. Poranek jest bardzo chłodny, wiemy jednak, że zachodnia Łomnicy już około południa skąpana będzie w Słońcu i nie powinniśmy zmarznąć.

Z Kuluaru Teryho w ścianę wchodzimy tuż za Wielkim Filarem, czyli właściwie u samej jej podstawy. Pierwsze 100 metrów wspinania to system diagonalnych ścianek i zacięć (trudności III-IV+), idziemy intuicyjnie „jak puszcza”, po drodze trafiają się haki, a skała jest dość lita – teren ten stanowi dojście do kilku dróg odbijających do góry, jest więc chodzony. Po 60 metrach docieramy do spita z mailonem, po kolejnych 40 do dobrego stanowiska przed Trawersem Korosadowicza, który wygląda na dużo trudniejszy niż jest w rzeczywistości (IV+) - Ania pyta czy to na pewno tutaj 😉. By rozpocząć trawers trzeba się trochę obniżyć, zrobić spory rozkrok i dostać się do poziomej rysy (własna), po chwili mijamy hak stanowiskowy z drogi Pęknięcie w Płycie i idziemy dalej. Zatrzymuję się po ok. 30 metrach od stanowiska, przy kolejnym haku – chcę mieć dobry widok na partnerkę gdy będzie pokonywać trawers. Do tej pory wszystko idzie szybko i sprawnie, komplikacje pojawiają się na kolejnym odcinku…

Ruszam kawałek dalej trawersem, następnie sugerując się bardzo ogólnym foto-topo z tatry.nfo.sk oraz hakiem nad głową, po kilku metrach ruszam pionowo do góry, długo się jednak wahając bo nie wygląda to na IV+. Tutaj mała dygresja – kilka razy w przeszłości czytałem opis z przejścia drogi autorstwa Jana Muskata, a jakimś cudem nie zakodowałem fragmentu o jego pomyłce w tym miejscu i właśnie ją powtarzam 😊. Ania sugeruje jeszcze bym sprawdził ten właśnie opis w telefonie i gdybym to zrobił, na pewno poszedłbym jak należy czyli dobre 10-15 metrów dalej. Idę jednak do wspomnianego haka, który jak się okazuje znajduje się pod lekko przewieszoną rysą i już wiem, że jest za trudno i za omszale jak na właściwą drogę… Długo chodzę góra-dół próbując założyć wyżej jakiś sensowny przelot, aż palce u stóp cierpną od stawania na małych stopniach. Zastanawiam się nad wycofem z haka, nie chcę jednak odpuszczać, w końcu zakładam więc słabego frienda i idę do góry – przejście przewieszki okazuje się wcale nie takie trudne, dalej jednak czeka mnie zarośnięta suchymi porostami nie za lita płyta z szeroką ale obłą rysą. Kilka metrów wyżej, tuż przed najtrudniejszym momentem udaje się założyć coś dobrego, uff. Gdy dochodzę do końca ścianki blisko kantu, po lewej stronie dostrzegam komin, którym droga idzie oryginalnie i stanowisko u jego końca, jakieś 10 metrów pode mną. Biję 2 haki (nie ma opcji by cokolwiek bezpiecznego założyć), gratulując sobie zabrania młotka – po tym co przeszedłem i po zejściu na właściwe stanowisko w dół nie byłoby szans by ściągnąć do siebie partnerkę. Stanowisko jest dobre, po chwili Ania sprawdza go wylatując w trudnym miejscu z urwanym stopniem… Wariantu nie polecamy, trudność ok. VI ale dość psychicznie, choć gdy ktoś wie co jest wyżej, może się tak nie wytrzepie jak ja nie mający tej świadomości 😊. Robimy nieprzyjemny „zewspin” do 2 haków w kominie i przenosimy tam stanowisko.

Kolejny wyciąg prowadzi początkowo kominem, następnie ścianką na lewo od niego, po wyjściu w łatwiejszy teren trawersujemy do dużej trawiastej półki pod groźnie wyglądające spiętrzenie ściany. Czas na najtrudniejszy, a zarazem najciekawszy fragment drogi, dwa ładne wyciągi w litej skale. Na początek słynna Ścianka Kupczyka, wyceniona oryginalnie na V+, my przychylamy się do krążącej opinii o trudnościach ok. VI/VI+. Wspinanie rozpoczynam bardzo ostrożnie, okazuje się jednak, że chwytów (choć małych) jest sporo, a skała jest dobrej jakości. Po starcie dobrze siada friend, po chwili dochodzę do jedynego na ściance haka, tutaj trzeba się sprężyć bo przez kilka metrów nic nie da się założyć, wspinanie jest jednak bardzo przyjemne. Wyżej wchodzimy do pięknego zacięcia (ok. V/V+), którym po kilku metrach docieramy do haka i starego repa na uszku skalnym, na wszelki wypadek dobijam swoją łyżkę. Ania bardzo sprawnie przechodzi trudności (potwierdza też urodę odcinka) i po chwili jest obok mnie.

Siódmy wyciąg rozpoczyna się pionową rysą przechodzącą w kominek, jest dość wymagająco jak na V (wg mnie V+/VI-), powyżej zaklinowanej kości i haka trzeba się sprawnie asekurować. Z trudności wchodzimy do wielkiego zagruzowanego żlebu, po ok. 50 metrach trafiam na haka, do którego coś dokładam i ściągam partnerkę. Czas na komin wyjściowy (w dole kość i hak), który jest wilgotny i wcale nie taki łatwy jeżeli nie wybierzemy optymalnego wariantu przejścia (z III może nagle zrobić się V ze słabą asekuracją). Idziemy dalej w lewo obok luźnych kamieni i przez wielki zaklinowany głaz wychodzimy na taras, gdzie kończy się zarówno Birkenmajer, jak i Hokejka (na kilku metrach są 3 osobne ringi). Tutaj brakło mi 5 metrów, dlatego też poprzednie stanowisko lepiej założyć chyba trochę wyżej tuż pod kominem (przy wspomnianych haku i kości). Po 5 godzinach przygody rozszpejamy się, pakujemy i podchodzimy brakujące 50 metrów II-kowego terenu na szczyt Łomnicy. Po zejściu na Przełęcz orientujemy się, że pomimo późnej pory kolejka ze Skalnatego Plesa w dół jeszcze kursuje, podejmujemy więc próbę załapania się na nią, co udaje się dzięki 20-minutowemu biegowi w dół 😊.

Droga Birkenmajera na Łomnicy to kawał górskiej przygody, sporo z 400 metrów to co prawda łatwiejsze diagonalne fragmenty i nie ma takiej ekspozycji jak np. na Hokejce, kluczowe wyciągi nie dają się jednak nudzić. Dodatkowe wrażenia zapewnia czynna obserwacja jak jak droga „szuka rozwiązania” ściany i jakimi wizjonerami byli autorzy drogi, którzy zdecydowanie wyprzedzili epokę w której się wspinali. Warto dołączyć do grona powtarzających.