Komin Pokutników, Buczynowa Strażnica
Droga, której nazwa kojarzona jest najczęściej z opowiadaniem Jana Długosza pod tym samym tytułem, zlokalizowana jest na północno-wschodniej ścianie Buczynowej Strażnicy. Oferuje 5 wyciągów zróżnicowanego wspinania, po których czeka nas jeszcze przejście ok. 300 metrów łatwego terenu do Przełączki nad Dolinką Buczynową. Komin "odkurzył" początkiem sezonu Kuba Radziejowski, po którego przejściu droga trafiła na listę moich najbliższych zimowych celów. Pod koniec stycznia, korzystając z wyjątkowo korzystnych warunków śniegowych, postanawiamy w 4-osobowym składzie dołączyć do „Klubu Pokutników”.
W Dolince Buczynowej, ku naszemu zaskoczeniu, zjawiają się również nasi dwaj klubowi koledzy, zmierzający na drogę Rampą – tyle osób na raz w tak mało popularnym rejonie to rzadkość, a już z jednego klubu to w ogóle 😊. Ruszam (w zespole z Anią) jako pierwszy – na początek (wg schematu V+) ciasny kominek i przejście z płyty na lód, bardzo fajne i różnorodne wspinanie. Nie zatrzymuję się i po wkręceniu krótkiej śruby od razu wchodzę w trawers na (teoretycznie) drugim wyciągu – płyta pokryta jest słabo trzymającym śniegiem, wystarcza to jednak to łatwego jej pokonania, na pewno trudniej będzie gdy śniegu nie ma wcale. Po drodze znajduje się kilka starych haków nie budzących zbytniego zaufania (patrz foto). Po przewinięciu trafiam na dobry egzemplarz, korzystam więc z niego by zbudować stanowisko – nie ma sensu iść za wysoko bo konieczne byłoby zejście by rozpocząć kolejny wyciąg, poza tym mamy dobry widok na drugiego. Po krótkim ale intensywnym zmaganiom z kominem dociera do mnie Ania i możemy ruszać dalej. W międzyczasie swoje wspinanie na dole rozpoczynają idący naszymi śladami Michał i Szymon.
Nasz drugi (wg schematu trzeci) wyciąg ma mocno letni charakter – na początek trawers (IV) po spękanej płycie, po czym pionowo do góry (V/V+) po obłych chwytach – wspinanie głównie na rękach, dziabki przydają się najbardziej na wyjściu. W kociołku robię stan (dokładam swój hak do zastanego, jak się później okazuje należał do zespołu, który robił drogę kilka tygodni wcześniej) i ściągam do siebie partnerkę. Kolejny odcinek rozpoczyna się wznoszącym trawersem w lewo – na początku mamy lód, później już czystą skałę. Kilka czujnych ruchów (V+) i jesteśmy na przewinięciu – stąd idziemy jeszcze kawałek w lewo do trawiastego pęknięcia (IV), nim kilka metrów do góry i poziomo w prawo do żlebu (V) – uwaga, jeżeli pójdziemy dalej do góry, nie będzie się dało do niego zejść (przerabiałem to i musiałem się wspinać w dół). Trudności na tym wyciągu można też sobie skrócić wspinając się do żlebu rysą od razu po przewinięciu (bez trawersu w lewo do trawiastego pęknięcia). Stanowisko zakładamy w kociołku pod kominkiem, jest jeden stary hak. Ostatni wspinaczkowy wyciąg jest bardzo przyjemny – zaczynamy lodowym kominkiem i w lewo po dobrych chwytach (IV+) przewijamy się do żlebu, którym już bez trudności idziemy aż na przełączkę. Stąd do pokonania mamy kilka metrów dwójkowego terenu, po czym robi się łatwo, można przejść na lotną asekurację, lub zgodnie z topo dochodzimy do wystającego bloku skalnego.
Dalsza część drogi to teoretycznie chodzenie po śniegu – jeżeli pójdziemy jednym z dwóch wariantów odbijających w prawo do WHP207 wyprowadzającej na przełęcz. Jeżeli chcemy się jeszcze trochę powspinać można odbić do góry (zaraz przy bloku lub wyżej – patrz foto-topo), gdy żleb się skończy będziemy mieć do pokonania ok. 40-metrowy odcinek z trudnościami 3-4. Ktoś na pewno już dawno tamtędy się wspinał bo trafiliśmy na starego heksa, zresztą wariant logicznie się narzuca. Zaczynamy stromymi trawkami, po czym pokonujemy fajne zacięcie i trawersem wychodzimy w łatwy teren, doprowadzający nas do Rampy jakieś 50 metrów pod przełęczą. W międzyczasie gdy my poszliśmy tym wariantem, koledzy poszli normalnie i spotkaliśmy się na ostatnim odcinku drogi. Jak się jednak okazało, w górnej części ściany warunki śniegowe wcale nie były tak dobre jakich się spodziewaliśmy i na kopaniu się w „cukrowym” śniegu zeszło nam sporo czasu. Współczuliśmy klubowym kolegom idącym Rampą od samego dołu, których mieliśmy na koniec w zasięgu wzroku. Na Przełączce nad Dolinką Buczynową stajemy więc później niż się spodziewaliśmy bo po 6 godzinach od wejścia w ścianę – jednak jak na 4 osobowy team dzielący się stanowiskami oraz mały zapych, dodatkowy wariant i słaby śnieg w żlebie, nie narzekamy jakoś z tego powodu. U góry dość mocno wieje, podchodzimy więc szybko na szczyt i zaczynamy zejście – początkowo szlakiem, później trawersując śnieżne zbocza masywu Koziego Wierchu, aż do osiągnięcia dogodnego żlebu prowadzącego w dół do Pięciu Stawów.
Drogę oczywiście polecamy, przy dogodnych warunkach nie jest zbyt trudna dla kogoś wspinającego się w tym zakresie trudności, a daje możliwość zmierzenia się z historią oraz przejścia ciekawej, rzadko odwiedzanej obecnie przez taterników ściany. Tylko radzimy uważać, bo może się okazać, że Długosz zażąda od Was pokuty – w naszym przypadku były to: sklinowany tricam, rękawiczka i hak 😉.