19/02/2017Tagi: TatryDolina GąsienicowaZadni KościelecWspinanie górskie zima

WHP100 (Setka), Zadni Kościelec

Wycena: M5-   Wycena uzupełniająca: lato IV   Asekuracja: RS1   Długość [m]: 250   Wyciągi: 11   Czas [h]: 5   Wystawa: E   Ocena: 7/10   Komentarz:    

W planach na niedzielę był Korosadowicz na Kazalnicy, ale po opadzie z piątku na sobotę plan musiał ulec zmianie. Decydujemy się z Jackiem na popularną latem Setkę (WHP100). Do naszej dwójki w ostatniej chwili dołącza jeszcze Mariusz („Kućka”) więc jest wesoło 😊. Pod ścianę dostajemy się dość sprawnie, mimo iż ostatni odcinek trzeba przecierać – wschodnia ściana Kościelca nie jest zbyt popularna/łatwa zimą więc ciężko było liczyć na ślady po poprzednikach...

Początek okazuje się trudniejszy niż się spodziewaliśmy – dwa pierwsze wyciągi, które prowadzi Jacek są wymagające, szczególnie w pamięć zapada paskudny zimą trawers na drugim wyciągu. Dalej przechodzimy kawałek na lotnej i prowadzenie przejmuje Mariusz – początkowo ma łatwiejszy wyciąg z bardzo oryginalnym gzymsem, następnie trafia mu się najtrudniejsze jak się okazuje miejsce z którym musieliśmy się zmierzyć – przewinięcie przez przewieszkę. Latem są to trzy szybkie ruchy, zimą z powodu śniegu na półce nad przewieszką, kiepskich stopni na raki oraz zalodzonych chwytów i braku wystarczającej asekuracji robi się poważnie. Na szczęście po krótkiej walce dajemy radę i sprawnie posuwamy się dalej. Jak moim kolegom, podobnie i mi trafiają się do prowadzenia dwa trudniejsze wyciągi po płytach (jednak z dobrą asekuracją), przedzielone obejściem skały zwanej Fajką. Mimo pogarszającej się pogody (zaczynaliśmy przy pięknym Słońcu, później „oblekła” nas chmura i zaczęło wiać, rozwinęliśmy dobre tempo więc przed końcową granią wyprowadzającą na wierzchołek funduję chłopakom na ostatnim wyciągu bonus w postaci wariantu prostującego.

Po zakończeniu drogi nawet się nie zatrzymujemy (robi się późno a pogoda na górze coraz gorsza) i trawersujemy szybko w kierunku Kościelcowej Przełęczy raz co raz przeklinając warunki śniegowe – co chwilę któryś z nas łamie pod sobą lodową skorupę, co skutkuje wykręcaniem nóg i wbijaniem sobie raków gdzie popadnie. Kończy się na dwóch parach potarganych spodni 😊. Dopiero na Karbie możemy odetchnąć i przyspieszyć zejście – ja pokonuję je prawie całe techniką tzw. dupozjazdu 😊. 

Podsumowując – była to dla mnie jedna z fajniejszych wspinaczek zimowych w Tatrach – torowanie pod ścianę w dzikim terenie, przejście długiej mikstowej drogi, zgrany i dobrze podzielony prowadzeniem zespół oraz przekopywanie się przez ścianę po drugiej stronie w zejściu. Takie dni zostają w pamięci na długo, dla takich dni warto się nie wysypiać, marznąć i dostawać w kość!