Warianty Małolata (start Wędrówką Dusz), Kazalnica Mięguszowiecka
Dwa dni po zrobieniu Schodów do Nieba wracamy na Kazalnicę, by zmierzyć się z inną, bardziej popularną ale i poważniejszą linią - Wariantami Małolata (Czyżewskiego). Droga bez wątpienia jest jednym z największych tatrzańskich klasyków - sprytnie szukająca słabych punktów centralnej, przewieszonej części Zerwy, długa i trzymająca szóstkowe trudności do końca oraz wymagająca dobrej orientacji. Ekspozycja robi wrażenie, większość wyciągów zaskakuje śmiałością, dlatego też można wybaczyć jej kilka brzydszych fragmentów oraz nieprzyjemne wyjście ze ściany. By wspinania było jeszcze więcej, wybieramy popularny wariant startowy Wędrówką Dusz – w tej wersji zaczynamy ostrogą Filara przy samym stawie i z Małolatem łączymy się po 4 wyciągach.
Pod drogą meldujemy się w dwóch zespołach i ruszamy w jeszcze (latem Słońce od 9 do 12) zacienioną i lekko wilgotną ścianę. Pierwszy wyciąg Wędrówki prowadzi łatwą (IV+) i rzadko obitą spitami płytą, stanowisko mamy po 30 metrach i lepiej z niego skorzystać, by nie przesztywnić liny na kolejnym odcinku. Dalej idziemy zacięciem do góry i po przewinięciu w lewo przez okap (V+) trawami dochodzimy do kolejnego stanu. Trzeci wyciąg (VII-, 30 metrów) zaczyna się płytami poprzetykanymi zielenią, a kończy nieprzyjemnym (brak asekuracji) odcinkiem stromymi trawami i łopianami. Kolejny odcinek (VII-, ok. 50 metrów) zaczynamy od uklamionej przewieszki, po niej czeka nas patenciarski okapik wyprowadzający na ładną płytę, którą dochodzimy w trawy pod Wielkim Blokiem - tutaj kończymy Wędrówkę i zaczynamy Małolata (inna, mniej znana nazwa drogi to Salon Niezależnych).
Zaczynamy płytkim zacięciem za Blokiem, po czym kontynuujemy Wariantem Miksera (VI+, spity) i dochodzimy do stanowiska na trawiastej półce pod Różowym Zacięciem. W zacięciu kilka chwytów mamy mokrych, końcowy dilfer (V+/VI-) jest więc trochę czujny – duże friendy siadają jednak jak złoto. Po wyjściu w łatwy teren trawersujemy w prawo ok. 15 metrów po czarnych (często mokrych bo kapie z okapów powyżej) półkach aż do stanowiska przed Ścianką z Jedynkami (znak rozpoznawczy to spit i hak z repem tuż obok). Miejsce z trudnościami (VI+/VII-) bardzo często jest mokre, tak jest i tym razem – na szczęście nie na tyle by trzeba było azerować. Na prowadzeniu w drugim zespole mam łatwiej - na wyjściu z trudności koledzy idący przodem zostawiają długi ekspres, który jest tuż obok kluczowego chwytu – minus za styl 😉. Po cruxie czwórkowym zacięciem wychodzimy na półkę, gdzie wszyscy spędzamy dłuższą chwilę analizując dalszą drogę, w schematach i opisach są bowiem niezgodności.
Wybieramy wariant małymi przewieszkami po lewej stronie filarka i trzymając się linii haków dochodzimy pod Okapik Kiełkowskiego (VI), którego techniczny charakter mocno nas zaskakuje. Na stanowisku ponownie tracimy sporo czasu na dyskusji nad dalszą drogą – wariantów dojścia pod lewy skraj Okapu Y jest sporo, haki są porozrzucane po otwartej ścianie, pozostaje więc kluczenie i próba przejścia w jak najłatwiejszy sposób (gdzieś ponoć jest V+, my trafiamy raczej na fragmenty VI do VI+). Robi się późno, by więc przyspieszyć i trochę odpocząć, na ten wyciąg podpinam się na trzeciego do chłopaków, prowadząc jednocześnie linę dla mojej partnerki. Na stanowisku podziwiamy przestrzeń pod nogami i ruszamy w kolejny wyciąg – po przewinięciu (VI-) w pełnej lufie za okap łatwiejszym terenem dochodzimy do stanowiska na ewindentnej, odstrzelonej turniczce.
Przed nami ostatni wyciąg z trudnościami – wspinamy się skośnie w prawo do ścianki z hakami (V+), po czym zacięciem w lewo mijamy okap i docieramy do stanowiska nad nim. Trawersujemy w prawo do kominka (IV), który wyprowadza nas w łatwy teren – po pokonaniu kolejnych 50 metrów docieramy pod Próg Płytowy, gdzie droga się kończy. To jednak nie koniec przygody, trzeba jeszcze wydostać się ze ściany – do wyboru mamy (patrz foto-topo) kontynuowanie na szczyt przez Siodełko w Filarze (w lewo) lub pokonanie komina (III-IV) wyprowadzającego do Turniczki nad Schodami, przejście krótkiej ścianki powyżej (III+, stanowisko) i trawersowanie eksponowanymi trawami (I-II) do szlaku w Bańdziochu. Wybieramy drugi wariant i przechodzimy go już po ciemku, tempo naszej cztero-osobowej ekipy nie było tego dnia zbyt dobre - na samej Wędrówce zeszło ponad 3 godziny, dodatkowo na każdym stanowisku pierwszy zespół czekał na nas by skonsultować dalszy przebieg drogi. Na Taborze, mimo bardzo późnej pory, udaje nam się jeszcze załapać na małą imprezę kończącą klubowy obóz - po podwójnej Kazalnicy w 3 dni i Żabim Mnichu pomiędzy szybko odcina nam jednak prąd 😉.
PS. O tym, dlaczego drogę warto przejść, przeczytać można w opracowaniu Kuby Radziejowskiego dla Magazynu Góry (LINK). Przytoczę jedną z opinii tam zawartych (Artura Paszczaka), która bardzo mi się spodobała: "Warianty [...] w cudowny sposób poruszają się tylko w dobrej skale, a niektóre wyciągi – np. ten pod okap „Y” – wprost zapierają dech w piersiach. To prawdziwa podróż nad czeluścią, a wyjście z niej jest nie tylko fantastycznie efektowne, ale daje też dojmujące uczucie ulgi i wyzwolenia z piekielnej otchłani. To droga-mus, logiczna w każdym metrze, piękna przez swój ogrom, śmiałość i czystość formy. Dzieło sztuki". Może trochę przesadnie, ale coś w tym jest!