Lodowy Szczyt - zimowo
Na niedzielę zapowiadają piękną pogodę więc trzeba to wykorzystać. Umawiam się z Jackiem i Łukaszem na planowaną już wcześniej Drogę Motyki na Jaworowym, niestety w sobotę pierwszy z kolegów informuje, że choroba nadal mu nie odpuszcza i nie da rady jechać. Proponuję Madnessowi by powspinać się na ścianie Sławkowskiego, on jednak upiera się przy Drodze Grosza na Lodowym. Trochę kręcę nosem ale w końcu przystaję na tą propozycję.
Spodziewamy się dobrych warunków i szybkiego wspinania. Dodatkowo wpadam na szalony pomysł by wyprostować Drogę piątkowym Puskasem - po trzecim wyciągu Grosza można wejść w płytowe zacięcie. Zaczyna się mało przyjemnie bo Lodowy leży przecież prawie na końcu Świata więc idzie się tam wyjątkowo długo. Na dodatek kolega narzeka na osłabienie (kto jeszcze nie był chory ostatnio?) co mocno wpływa na nasz czas dotarcia pod ścianę. Gdy zbliżamy się pod naszą drogę jest jeszcze gorzej – widać, że w depresji, którą Grosz prowadzi, jest dużo niezwiązanego śniegu z ostatniego opadu. No ale przecież droga nie jest trudna więc wbijamy z nadzieją, że damy radę. Niestety – najpierw wycof zalicza Łukasz, później sytuację sprawdzam ja i w tym samym miejscu dochodzę do wniosku, że wspin w tych warunkach w tej formacji jest dziś bezsensowny i niebezpieczny (brak asekuracji, śnieg-cukier wyjeżdżający spod nóg).
Początkowo strasznie się denerwuję bo do tej pory moje wspinanie zimowe nigdy nie kończyło się niepowodzeniem (nie licząc ostatniej akcji z pomyleniem drogi na Kieżmarskim), w końcu dochodzę jednak do wniosku, że przecież kiedyś to musiało nastąpić i nastąpi jeszcze nie raz.
Na poprawę humoru i nabicie łydek zapodajemy plan wejścia na szczyt ramieniem, przez Konia – zostawiamy sprzęt wspinaczkowy i ruszamy. Początkowo na złości lecę do góry jak opętany, potem trochę odpuszczam i czekając kilkukrotnie na kolegę delektuję się widokami. W końcu zimą na Lodowym jeszcze nie byłem :)