15/11/2020Tagi: TatryDolina Pięciu Stawów PolskichZamarła TurniaWspinanie górskie lato

Prawi Wrześniacy i Mu-mu-mu, Zamarła Turnia

Wycena 1: VI+   Asekuracja 1: RS1   Długość 1 [m]: 150   Wyciągi 1: 5   Czas 1 [h]: 2   Wystawa 1: S   Ocena 1: 8/10   Komentarz 1:    
Wycena 2: VIII-   Wycena uzupełniająca 2: VII+/VIII-   Asekuracja 2: S2   Długość 2 [m]: 150   Wyciągi 2: 5   Czas 2 [h]: 3   Wystawa 2: S   Ocena 2: 8/10   Komentarz 2: VIII- 1xAF   

Głód Tatr wywołany październikową posuchą spowodował, że w ciągu tygodnia okienka pogodowego w listopadzie, pojawiamy się w nich po raz trzeci. Tym razem ma być jeszcze chłodniej, jestem więc sceptycznie nastawiony, ale finalnie daję się namówić Ani, która chciałaby zakończyć sezon jakąś ładną i przyjemną drogą. Godzę się iść pod odległą Zamarłą pod warunkiem, że oprócz tego spróbujemy przejść jeszcze jedną linię, którą od wiosennego rekonesansu (Kombinacja Kant/Mu) mam na oku. Tak powstaje plan by zrobić znanych mi już Prawych Wrześniaków (VI+) oraz Mu-mu-mu (VIII-). Wspinanie zaczynamy przy pierwszych promieniach Słońca na ścianie, gdy tylko puszcza mróz 😊.

Prawe Wrześniaki to zdecydowanie jedna z najładniejszych dróg na ścianie – podczas przejścia kilka lat temu za wiele o niej nie napisałem (RELACJA), dlatego też teraz pokrótce opiszę każdy wyciąg. Zaczynamy łatwym terenem na prawo od startu Zacięcia Komarnickich – skalną rampą wspinamy się „jak puszcza” wybierając bardziej lite chwyty. Z trawiastej półki (na której w MT błędnie zaznaczone jest stanowisko) podchodzimy kilkanaście metrów do łańcucha. Na początku drugiego wyciągu idziemy mało przyjemnym, trójkowym kominkiem z lewej strony i kierujemy się do widocznego powyżej zacięcia, będącego zwieńczeniem pasa przewieszek. Tutaj czeka nas naprawdę ładne, techniczne wspinanie (VI-) z komfortową asekuracją – do kilku haków bez problemu dorzucimy średnie mechaniki. Po przewinięciu naszym oczom ukazuje się kolejne stanowisko.

Kolejny odcinek to według mnie jeden z najładniejszych piątkowych wyciągów w Tatrach – wspinamy się po świetnie urzeźbionej stromej płycie, w dużej ekspozycji. Tutaj haków jest mniej ale asekuracja własna bardzo dobra, ciężko też się zgubić – idziemy wzdłuż pęknięć by pod koniec kilkumetrowym trawersem (wspólnym z Festiwalem Granitu) dostać się do stanowiska. Tydzień temu robiliśmy ten wyciąg idąc po zaklinowaną przy zjazdach linę, mojej partnerce tak się spodobał, że teraz ponownie uparła się by go prowadzić 😊. Wyciąg czwarty może nie jest już taki imponujący, ale również bardzo ładny. Zaczynamy łatwą skośną rampą powyżej stanowiska i po kilkunastu metrach odbijamy do góry – o ile oczywiście chcemy wspinać się wariantem za VI+ (oryginalnie droga wznosi się dalej w prawą stronę i kończy piątkowym zacięciem, patrz topo). My przechodzimy fajną rysę za V+ i dostajemy się na skalny tarasik ze stanowiskiem.

Kluczowy wyciąg zaczyna się przystępnym i dobrze obitym hakami przewieszonym zacięciem za VI+, mimo to trzeba się dobrze poustawiać na pierwszych metrach. Ania jest trochę zestresowana zadaniem i pali pierwszą próbę, nie zamierzam jednak zabierać jej satysfakcji i naciskam by wstawiła się raz jeszcze – za drugim razem idzie bez żadnych problemów i szybko pokonuje kolejne metry. Po wyjściu z zacięcia wspinamy się już łatwiej wzdłuż rysy i wychodzimy do ostatniego stanowiska po lewej. Stąd można albo zjechać na 3 razy drogą (do stanowiska 3 i 1) albo (tak robimy tym razem) zjechać na drugą stronę 20 metrów do szlaku i szybko zejść nim z Koziej Przełęczy – jak zabraliśmy buty to warto, bo powrót pod ścianę zajmuje w sumie 15-20 minut. Nie muszę dodawać, że droga to pozycja obowiązkowa dla każdego taternika wspinającego się po szóstkach 😉.

Pod ścianą odpoczywamy, grzejemy się w Słońcu i obserwujemy tłumy w ścianie. Na najpopularniejszych drogach, Motyce, Festiwalu i Lewych Wrześniakach jest po kilka zespołów, trudno się jednak dziwić bo to ostatni weekend z taką pogodą, a to jedyna popularna południowa ściana w Tatrach na której można dziś się wspinać (na Słowacji zakaz z powodu Covida). Nasza następna droga jest jednak pusta, na Mu-mu-mu zresztą rzadko kiedy ktoś się wspina, co dziwi biorąc pod uwagę urodę i obicie drogi (co prawda starymi ringami z pręta, ale jednak). Zaczynamy po dłuższej chwili, którą potrzebuję by uspokoić emocje i upewnić się czy mam spręża by poprowadzić wszystkie wyciągi. Wspinania jak na Zamarłą jest sporo – tylko pierwszy odcinek jest łatwy (IV), później czekają na nas kolejno VIII-, VII, VII- i VII-.

Startujemy ściśle kantem kierując się do pierwszego widocznego ringa, stąd litym i łatwym terenem idziemy skośnie w prawo – po drodze do stanowiska jest jeszcze tylko jeden ring, co nie sprawia jednak problemu. Na drugim wyciągu czeka nas cały repertuar formacji – zacięcie, rysa, kancik i w końcu crux w trawersie pomiędzy okapami. Trudności stopniowo narastają (patrz schemat), ringi są jednak umieszczone w bezpiecznych odległościach – jeden z nich jest zabity, da się jednak przewinąć repa/cienką taśmę. Kluczowy fragment to techniczny bald za VII+/VIII-, wbrew temu czego można się spodziewać patrząc na wielkie przewieszenie, jest jednak dobrze ubezpieczony, więc w razie konieczności łatwy do azerowania. Dla mnie okazuje się za trudny do rozszyfrowania od strzału – gdy w końcu udaje mi się odnaleźć dobry patent i przechodzę całość w ciągu, odcina mnie już po wyjściu z okapów, metr pod stanowiskiem 😊. Pozostały nam dwie godziny Słońca, chcąc skończyć drogę godzę się więc z tym jednym blokiem i po ściągnięciu do siebie Ani, która szybko przehacza trudności, ruszamy dalej.

Trzeci wyciąg jest bardzo ładny i ma aż 40 metrów, mogą przydać się średnie i małe mechaniki – zaczynamy dobrze urzeźbioną ścianką (V), po czym łatwym terenem dostajemy się pod skośną płytę z rysą, na prawo od charakterystycznego zacięcia z Lewego Heinricha, które przechodziliśmy kilka miesięcy temu. Płytka jest czujna (VII), po niej czeka nas jeszcze łatwiejsza rysa (VI) i wreszcie trikowy okapik (VII-), który wydał mi się najtrudniejszy na wyciągu – możliwe jednak, że z powodu zdrętwiałych z zimna palców (odcinek w cieniu więc temperatura koło zera). Dwa ostatnie wyciągi są już nam znane z robionej w czerwcu kombinacji. Pierwszy z nich zaczyna się krótką ścianką za VII- i po przewinięciu prowadzi widokowym piątkowym trawersem (dobrze coś małego dołożyć).

Ostatni wyciąg robimy „na styk” z chowającym się za grań Słońcem – piękna płytka jest jednak tego warta, po czujnym starcie za VII- trudności stopniowo spadają, znając już wyciąg udaje się więc szybko go przejść. Wracamy pod ścianę trzema szybkimi zjazdami Lewymi Wrześniakami i cieszymy się z tego pięknego dnia kończącego sezon letni w Tatrach. Mu to zdecydowanie jedna z najładniejszych dróg na ścianie, co w kombinacji z Prawymi Wrześniakami dało naprawdę kawał świetnego wspinania jak na jeden dzień, do tego listopadowy!