28/03/2021Tagi: TatryDolina Rybiego PotokuBula pod BańdziochemWspinanie górskie zima

Się nie robi, Bula pod Bańdziochem

Wycena: M6+   Wycena uzupełniająca: oryg. M6+/M7-   Asekuracja: RS2   Długość [m]: 150   Wyciągi: 4   Czas [h]: 3   Wystawa: N   Ocena: 7/10   Komentarz:    

Bula jak wiadomo do dużych i poważnych ścian nie należy, pozwala jednak wspinać się w słabych warunkach. W Moku stawiamy się z ambitnym planem przejścia długo planowanej drogi, okazuje się jednak iż nocny opad przeciągnął się do rana. Gdy przestaje sypać nie pozostaje nic innego jak udać się na popularną grzędę. Wybór jest spory, znajdą się i trudne propozycje, aktualne orientacyjne foto-topo opracował Kuba Radziejowski (LINK). Namawiam Michała na przejście Się nie robi (M6+), którego kluczowy (świetny) wyciąg już kiedyś robiłem - czas na dokończenie drogi.

Ponieważ schemat do drogi nie istnieje, opierać można się jedynie na jednym z dostępnych foto-topo Buli. Już dół jest sporą zagadką ponieważ gdy podchodzimy do rzekomego startu w zatoczce, okazuje się, że w zastanych warunkach trzeba by było wspinać się kilkumetrową „nie-zimową” płytą z iluzoryczną asekuracją – ryzykowne i mało logiczne. Inne opcje to wybór diagonalnej rysy po lewej jak zrobiła ekipa, która umieściła film z przejścia tego fragmentu na necie, lub poszukanie własnego wariantu – tak też robimy i decydujemy wspinać się ładnym lodem po prawej stronie (WI2-WI3). Kilkumetrowy próg można też całkiem obejść po prawej stronie i od razu podejść pod drugi wyciąg na sektorze sportowym.

Odcinek który nas czeka (M6+, oryg. M6+/M7-) to wizytówka drogi i prawdziwa perełka – wspinamy się najpierw czujną płytką, po drodze korzystając z delikatnego placka lodowego (jeżeli jest wylany), po czym wchodzimy do zacięcia z rysą – tutaj konieczne jest dobre rozstawianie nóg i kontrowanie dziabek. Na koniec czeka nas siłowe przewinięcie na półkę – zaleca się zadbanie o styl by nie wychodzić na kolanach 😊. Michał swoje pierwsze zimowe M6+ na prowadzeniu sprawnie przechodzi OS-em  – bez walki się nie obywa, odwagi dodają jednak spity (jednego już nie ma ale nie jest to problem).

Kolejny wyciąg zaczyna się łatwym odcinkiem po śniegu, którym docieramy do górnej grzędy - idziemy do góry w kierunku ostatniego skalnego spiętrzenia z żółtym pasem skał. W zależności od wyboru wariantu trafimy fragmenty M3 do M4, przy słabym śniegu nie jest zbyt przyjemnie. Po dojściu pod wyjściową ściankę rozglądam się za stanowiskiem lub jego zalążkiem – nie ma nic, pozostaje wiec zbudowanie swojego. Ostatni fragment decydujemy się przejść narzucającym się pęknięciem pomiędzy żółtymi skałami – według foto-topo idzie się dalej w lewo i dopiero do góry, możliwe że to jednak błąd. Na wybranym przez nas wariancie nie ma jednak śladów po rakach, asekuracja jest częściowo wymagająca (konieczne haki!) i jedno miejsce jest dość sprężne (ok. M6-) ale i ciekawe. Dalej czeka jeszcze krótkie i fajne zaciątko oraz wyjście w łatwy teren – podeszliśmy kilkanaście metrów do dużego głazu na wypłaszczeniu. Widać nawet na takiej treningowej ściance jak Bula przeżyć można przygodę 😉.

PS. Jeżeli ktoś robił ostatni wyciąg, proszę o podzielenie się wrażeniami w komentarzu – na pytanie publiczne odpowiedział tylko jeden zespół, który wspinał się tak jak my.