Dieska i Carpe Diem, Galeria Osterwy
Długi weekend spędzamy w Rudawach, gdy jednak trzeciego dnia wspinania okazuje się, że w Tatrach jest szansa na okno pogodowe – bez wahania postanawiamy przenieść się 500 kilometrów by rozpocząć w nich wreszcie sezon letni. Wysoko w górach nadal mnóstwo śniegu, jest jednak miejsce w którym bez problemu można wspinać się nawet wczesną wiosną – Galeria Osterwy. Po wieczornej ulewie skała z rana jest lekko wilgotna, z każdą minutą jest jednak coraz lepiej, a gdy Słońce pojawia się na ścianie – warunki robią się idealne. Zaczynamy od tradowego mega-klasyka, drogi tria Dieška-Halás-Marek (VII-), na którą wracam po kilku latach (RELACJA). Na drugi cel obieramy sportową Carpe Diem (VIII-), która mimo iż powstała całkiem niedawno (2015) – już zyskała miano jednej z najładniejszych linii na ścianie.
Ponieważ we wcześniejszej relacji nie rozpisywałem się na temat Dieški, uzupełniam zaległości i wrzucam krótki opis drogi. Startujemy na prawo od rampy wprowadzającej do Polskiego Komina – przy wejściu w drogę umieszczono ringa, nie sposób się więc pomylić. Kierujemy się pęknięciem wprost do drzewa, po czym zacięciem (IV+) skośnie w prawo. Inny wariant (robiłem poprzednio) prowadzi ciasnym kominkiem po lewej i systemem zacięć, trudności podobne ale chyba jednak ciekawiej. Obie opcje doprowadzają do stanowiska (2 ringi) na płycie pod zacięciem przechodzącym w komin. Na tym odcinku trzeba się już sprężyć (VI/VI+), wygląda niewinnie ale jest wypychająco, a przy wilgotnej skale – czujnie. Pewności dodaje jednak kilka haków i ring na przewinięciu, kilka łatwych metrów dalej docieramy do stanu (ponownie 2 ringi). Trzeci wyciąg jest całkiem ładny – zaczynamy ryską i przewijamy się w prawo do zacięcia. Kilka metrów wyżej czeka nas czujny trawers (VI-, stare haki) i ciekawe wyjście z małej przewieszki – stanowisko z gotowych punktów znajdziemy tuż nad nią.
Kolejny wyciąg to jeden z najładniejszych wspinaczkowych odcinków w Tatrach – estetyczne zacięcie z rysą, które najlepiej przejść dilfrem – kiedyś robiłem rozpieraczką i poległem na wyjściu, gdy zacięcie staje dęba. Tym razem idzie szybko i sprawnie, choć ostatnie ruchy przy lekko wilgotnej jeszcze skale były dość czujne – ten fragment jest zresztą najtrudniejszy i (niestety) ubezpieczony obecnie ringiem i hakiem, jedyne co więc nam grozi przy niepowodzeniu to zawiśnięcie w bloku. Na dojściu do zacięcia są dwa haki, a w jego środkowej części konieczne są 2-3 friendy (Camy 0.75, 1 i 2, bardziej bojaźliwi mogą zabrać również 3-kę). Stanowisko (2 ringi, zaraz obok łańcuch z drogi Správny čas) jest co prawda kilka metrów wyżej, ja postanawiam zrobić jednak własne tuż nad zacięciem, by Ania miała ładne fotki 😊.
Wyciąg ostatni obchodzi górne spiętrzenie ściany po lewej stronie (duży trawers z obniżeniem, miejsce V-), by następnie skośnie w prawo (dużo wariantów, uwaga na ruchome bloki) doprowadzić nas do stanowiska zjazdowego na końcu drogi. Można rozważyć też finisz przez przewieszoną ściankę nad nami – prawą stroną wariantem prostującym (VII-) jeżeli jest suchy, lub jeszcze bardziej ambitnie – ostatnim wyciągiem Správnego času za VIII (widać rządek spitów). Wracamy trzema zjazdami lub ścieżką – wybieramy tą drugą opcję i po 20 minutach jesteśmy z powrotem pod ścianą. Trzeba pamiętać by wytrawersować do właściwego żlebu zejściowego – pierwszy prowadzi bowiem do Polskiego Komina.
Pod pustą do tej pory ścianą czeka nas niespodzianka, pojawia się pod nią Rado - autor drogi (i wielu innych na Osterwie) na którą zamierzamy właśnie iść 😊. Co więcej, akurat na Carpe Diem postanowił dziś zabrać swojego kolegę. Początkowo chcą zmienić cel – stwierdzamy jednak, że odpoczniemy trochę i zanim zaczniemy, tacy mocni zawodnicy będą już pewno kończyć. Nie mylimy się – gdy jesteśmy na drugim wyciągu, chłopaki mijają nas w zjeździe.
Carpe Diem startuje kilka metrów na prawo od Dieški – pierwszy fragment wygląda tak sobie i nie jest zbyt gęsto obity (2 spity), wyżej będzie zdecydowanie lepiej. Przy okazji mała dygresja – droga dostała niby klasyfikację S1, ale skoro jej autor zabiera na nią kilka friendów, można również to zrobić i wpisuję S2 😉. Ponieważ wyciąg ma aż 50 metrów i trochę kluczy – warto rozważyć stanowisko pośrednie przy drzewie. Powyżej zaczyna się już piękne i porządne wspinanie (VIII-) – najpierw techniczna płyta z krawądkami i pęknięciami, potem bardzo ciekawe zaciątko z rysą oraz bulderowe wyjście. Na tym odcinku za pierwszym razem nie udaje się poprawnie odczytać ruchów i czeka mnie powrót w dół i druga próba, tym razem zakończona powodzeniem.
Drugi wyciąg (ok. 40 metrów) to jeden z najładniejszych i najbardziej ciągowych wyciągów siódemkowych (VII+) jakie robiłem w Tatrach – po łatwym początku czeka nas kilka świetnych sekwencji po dobrych chwytach w lekkim przewieszeniu. Trudnych ruchów nie ma, ale idzie się zbułować lub coś pomylić przy tak bogatej rzeźbie skały. Tym razem udaje mi się OS-em, choć ostatnie łatwiejsze metry do stanowiska pokonuję już na oparach 😊. Ściągam Anię, która również zachwyca się różnorodnością i efektownością tego odcinka, odpoczywamy i szykujemy się na ostatni fragment.
Na tym wyciągu czeka nas kilkanaście metrów łatwej płyty (1 spit, można coś dołożyć), którą podchodzimy pod trudności - przewieszoną ściankę pomiędzy okapami. Do wykonania mamy kilka mocnych ruchów, trzeba mieć albo zapas albo ciąg i świeżość, mi zabrakło wszystkiego - czwarty dzień wspinania z rzędu zrobił swoje... W końcu znajduję jednak patent na przejście, Ania opuszcza mnie na dół i czysto powtarzam całość - szkoda by było odpuścić i dopisać A0 kilkanaście metrów przed końcem drogi, tym bardziej że mamy czas, a popołudniowe Słońce przyjemnie grzeje. Po wyjściu z przewieszenia do łańcucha zjazdowego pozostaje jeszcze krótki odcinek łatwego i niestety kruchego terenu - nie pasującego zupełnie do tego, po czym przyszło się wspinać do tej pory. Nie psuje to jednak całości wrażeń z drogi - opinie o jej urodzie i maksymalna liczba gwiazdek na słowackim climb.sk są całkowicie uzasadnione!