Constantini-Ghedina, Tofana di Rozes
Ogromne, południowe filary Tofany di Rozes to jeden z symboli Dolomitów. Na ich ścianach wytyczono mnóstwo dróg, wśród których jednymi z najpopularniejszych są dwie historyczne linie zlokalizowane na Drugim Filarze, zwanym Pilastro di Rozes: Constantini-Ghedina (VI-) i Constantini-Apollonio (VII+). Nasz główny plan zakładał przejście drugiej z nich, jednak z powodu niepewnej pogody i braku pełnej gotowości, już pod ścianą zdecydowaliśmy się na cel zastępczy, który zresztą od dawna pozostawał w planach. Ponad 600-metrowa droga okazała się bardzo ładna w dolnej części, słynny trawers nad okapem nie zawiódł oczekiwań, a wrażenia estetyczne popsuły jedynie mniej lite, górne partie filara. Ścianę warto jednak zrobić - czy to jednym, czy drugim klasykiem!
Po dojeździe do schroniska Dibona, pod ścianę pozostaje nam zaledwie około 40 minut podejścia. Przy dobrych warunkach i pewnej pogodzie na obu wspomnianych drogach liczyć musimy się z kolejkami, tym razem jednak jesteśmy sami. Jedyne towarzystwo w okolicy to dwa zespoły na mniejszym filarze, Primo Spigolo, wspinające się innym klasykiem - piątkową drogą Alverà-Pompanin. Zainteresowanych odsyłam do relacji mojego kolegi Krzyśka, który robił ją kilka lat temu (LINK). My na tą ścianę wrócimy za kilka dni, gdy ponownie nie uda wbić się w Apollonio i na pocieszenie przejdziemy piękną płytową drogę Aspettando la vetta (LINK WKRÓTCE).
By dostać się pod pierwszy wyciąg Ghediny startujemy na lewo od kantu, po czym po kilku metrach przewijamy się za niego wzdłuż poziomej rysy i wchodzimy na szeroką półkę. Pierwsze dwa wyciągi (IV) to wspinanie w pięknych szarych płytach i zacięciach, na stanowiskach podobnie jak wyżej są najczęściej po 2-3 haki. Na trzecim wyciągu wspinamy się kilka metrów nad stanowisko i rozpoczynamy długi, ok. 30-metrowy trawers w prawo, po którym czeka nas krótkie zacięcie skośnie w prawo – to już kolejny odcinek, można go jednak połączyć (IV). Nad nami pojawia się piękna szara płyta, którą pokonujemy na dwa wyciągi (IV+). Wyciąg siódmy startuje wyraźnym pęknięciem, po dojściu do żółtej skały pod okapem trawersujemy w prawo i w dogodnym miejscu kierujemy się ponownie w górę. Jeżeli nie utrudnimy sobie życia i nie zapchamy się za wysoko trudności oscylować będą w okolicy V+ 😉.
Kluczowy odcinek drogi (VI-) to słynny, efektowny trawers pomiędzy dachami – Ania decyduje się na prowadzenie i robi to bez najmniejszego problemu. Ekspozycja robi wrażenie, stopni i chwytów jednak nie brakuje, a do asekuracji wystarczają liczne stałe haki. Po drodze mijamy stanowisko pośrednie, przy dobrym prowadzeniu liny warto iść kilka metrów dalej, z obniżeniem – na kolejnym stanie jest znacznie wygodniej. Na wyciągu nr 10 przewijamy się za kant filara i wyraźnym zacięciem (V) dochodzimy do półki pod okapem. Jakość skały niestety robi się gorsza… Wymijamy przewieszenie po lewej i intuicyjnie wyszukujemy słabości ściany (trudności ok. IV/V) kierując się do żlebu, którym po kolejnych dwóch wyciągach docieramy pod wielką żółtą nyżę. Wyciąg 14-ty (ok. IV) prowadzi ciekawym kominem na prawo od nyży i wyprowadza nas w łatwiejszy teren.
Z przełączki nad tarasem poszliśmy kawałek granią i płytką na wprost, po czym stromszą ściankę ominęliśmy z prawej strony. Coś musieliśmy pomieszać - nie do końca zgadzało nam się ze schematem, teren daje jednak mnóstwo możliwości i staraliśmy się nie ładować w trudności powyżej V. W razie wątpliwości można wytrawersować za grań po lewej stronie i łatwym terenem dostać się do żlebu (wyciąg 18, III+). Z przełączki nad żlebem kierujemy się do komina po lewej (V-), którym wydostajemy się do kociołka – dobre miejsce na ostatnie stanowisko, ktąd całkiem łatwo wychodzimy na przełęcz pod szczytem filara. Druga opcja to wspinanie łatwym terenem po prawej i wejście prosto na szczyt.
Widokami niestety nie możemy cieszyć się z powodu gęstych chmur, które dodatkowo komplikują zejście – robiąc to po raz pierwszy w takich okolicznościach można się trochę pogubić. Podążamy za wyraźną ścieżką w dół, trawersujemy mocno w lewo, schodzimy ponownie w dół i trawersujey piargami kierując się w stronę ponuro wyglądającego urwiska. W 2011 doszło tutaj do obrywu i przez kilka lat ścieżka była wyłączona z użytku, niektóre opisy podają inne sposoby zejścia (szczegóły TUTAJ). Ślady prowadziły do wszystkich wariantów, wybraliśmy w końcu oryginalny i okazało się, że jest ok - w miejscu obrywu ścieżka ubezpieczona została spitami – można więc przejść na lotnej jeżeli nie czujemy się pewnie lub warunki nie są sprzyjające. Po trawersie robi się już łatwo i szybko (w sumie ze szczytu ~45 minut jeżeli się nie zgubimy 😉) docieramy do schroniska Giussani – stąd do Dibony kontynuujemy szlakiem przez kolejne ~45 minut. Po powrocie do miasta obowiązkowo udajemy się na zasłużoną pizzę!