Miriam i Franceschi, Torre Grande (Cinque Torri)
W całych Dolomitach od rana zimno i deszczowo, postanawiamy więc wyjechać pod Cinque Torri i spróbować zrobić choć jedną krótką drogę gdy tylko przestanie padać – to jedno z lepszych miejsc na taką okoliczność. Po kilku godzinach spędzonych w samochodzie nie wytrzymujemy i decydujemy się „na mokro” przejść nietrudnego klasyka na południowej wystawie Torre Grande, słynącego z efektownego trawersu pod okapem – Miriam (V+). Po zrobieniu drogi i powrocie pod ścianę pogoda poprawia się tylko trochę, w oko wpada mi jednak piękna linia Franceschi, namawiam więc partnerkę by pomarzła jeszcze trochę i byśmy spróbowali choć pierwszy, niezwykle efektowny wyciąg. Finalnie udaje się zrobić całą drogę - zdecydowanie warto było!
Pierwszy wyciąg Miriam robiłem już kilka lat temu, podczas przejścia bardzo ładnej Diretty Dimai (LINK). Idziemy wzdłuż wyraźnego pęknięcia po dość wyślizganych chwytach i stopniach (V do V+), przewieszki omijając lewą stroną. Wygodne stanowisko z haków znajduje się po ok. 40 metrach. Na początku drugiego wyciągu czeka nas wyjście z przewieszonego komina – niby tylko IV+ ale dość sprężne, szczególnie gdy cieknie tędy woda 😉. Po wyjściu na półkę trawersujemy (łatwo) w lewo ok. 20 metrów do stanowiska pod odpękniętą płytą.
Czas na danie główne – zaczynamy wspomnianą płytą do góry, po czym wchodzimy w trawers pod okapem – efektowny i lufiasty ale dobrze uklamiony (IV+). By dostać się do stanowiska pokonać musimy jeszcze krótką rysę do góry, chcąc jednak zrobić „okładkowe” zdjęcie na trawersie drugiemu na linie, można zrobić stan pośredni (hak + własny sprzęt) poniżej. Po przeniesieniu stanowiska ruszamy skośnie w lewo i wchodzimy do szarego zacięcia – kolejne dwa wyciągi (V) można połączyć w jeden, 50-metrowy. Jeżeli idziemy na szczyt z tarasu czeka nas jeszcze jeden wyciąg – oryginalny (III+) jest trochę kruchy, warto przejść kilka metrów w lewo i wybrać ciekawszy wariant za IV+, na którym znajdziemy spity. Jeśli chcemy szybciej wrócić pod ścianę, idziemy półką do końca i schodzimy na stronę północną do komina z Drogi Normalnej, którym schodzimy i zjeżdżamy.
Miriam jak na klasyka mocno nas rozczarowała – ładnych odcinków wspinaczkowych jest zdecydowanie mniej niż tych brzydkich, a w pamięć zapada jedynie wspomniany trawers. Odczucia mogłyby być jednak trochę inne gdybyśmy nie wspinali się po mokrej skale i w temperaturze lekko powyżej zera...
Przenosimy się pod lewą część południowej ściany – zapowiada się co prawda na kolejny opad, postanawiamy jednak wbić się we wspomnianą Franceschi. W sektorze tym znajduje się kilka obitych na sportowo jedno-wyciągówek, również pierwszy odcinek naszej drogi ubezpieczony jest spitami oraz posiada stanowisko zjazdowe po 30 metrach – w razie czego można więc zaliczyć szybki odwrót. Jedyne co nas zastanawia to podejrzanie niska wycena pierwszego wyciągu – jak się później okazuje jest to błąd i Rockfax VI+ zamienił na 6b+ (inne źródła podają 6b/VII). Mniejsza o cyfrę – odcinek jest po świetny, wspinamy się wzdłuż rysy pokonując po drodze trzy okapiki. Jest mocno ciągowo - do stanu docieram zdziwiony, że "VI+" tak mnie wybrało 😉.
Drugi wyciąg (V+) wspinamy się już na własnej – przewieszające się zacięcie przecięte jest rysą, gdzie świetnie siadają friendy (jest też kilka haków), kolejny piękny i niebanalny odcinek! Na początku trzeciego, ostatniego odcinka (IV+, ok. 60 metrów) czeka nas przewieszony kominek, po którym kontynuujemy ciągiem zacięć aż do tarasu podszczytowego. Drogę kończymy przy delikatnej mżawce, co jednak nie psuje nam humorów bo satysfakcja z przejścia jest spora – to z pewnością jedna z ciekawszych linii na Cinque Torri!