01/01/2017Tagi: TatryDolina MięguszowieckaKoprowy WierchSkitury

Koprowy Wierch - skitura

W głowie szumi, pić się chce, wstawać zaś nie bardzo. No tak – pierwszy stycznia :) Uli na żadne wyjście dziś nie namówię, zjadam więc porządne schroniskowe śniadanie i po ślamazarnym ogarnięciu siebie i sprzętu ruszam do kolejnej Doliny – Hińczowej. Docieram do niej przez Dolinkę Szatanią – w niej ślady po których zmierzam urywają się, zakładam więc nowe ;)

Po dojściu nad Stawy doznaję szoku – tu jest zielono, gdzie te tony śniegu ?! Ponieważ moc jest idę białego puchu szukać wyżej – kieruję się na Przełęcz Koprową. Tutaj jest trochę lepiej – stoki Koprowego są zasypane ale żeby zjechać trzeba nad nie wyjść. A skoro już wyszedłem to przecież na szczyt nie jest daleko :) Funduję sobie więc graniówkę z nartami przy plecaku. Cała okolica jest tylko moja i dziesiątek kozic, od kilku godzin nikogo nie widziałem – coś pięknego! Ze szczytu Koprowego Wierchu melduję się Uli (słyszę niedowierzające „Gdzieś ty wylazł ?!?!”), pokonuję tylko kawałek grani i skręcam w biały stok. Założenie śladu w takim miejscu to sama przyjemność. Godzinę później siedzę już w schronisku i dzikie tłumy zacierają moje wspomnienia pustych Tatr  Czas przytroczyć tony sprzętu do plecaka i szusować w dół, przecież to niedziela – trzeba wracać do domu i pracy :(

Tak oto spędziłem trzy piękne dni w Tatrach, mocnym akcentem kończąc Stary Rok i mocnym rozpoczynając Rok Nowy.