Nas nedobegat, Kieżmarska Bula
Świetne warunki wspinaczkowe z wystaw południowych 'przeniosły się' w dolne partie ścian północnych. Gdy tylko dowiaduję się, że Komin Stanisławskiego na Małym Kieżmarskim jest w całości pokryty lodem i firnem, od razu decydujemy by weekend spędzić nad Zielonym Stawem. W sobotę mocno wieje, mimo to pod dotarciu do schroniska postanawiamy zrobić jakąś krótką i fajną drogę, a takich w masywie MK nie brakuje. Finalnie wybieramy Nás nedobegať (M5) – w skrócie to dwa łatwiejsze wyciągi skalno-trawkowe i dwa drytoolowe (w tym jeden długi i dość wymagający), ewidentna linia i szybkie zejście lub zjazd z Kieżmarskiej Buli. Coś w sam raz na szybką akcję dzień przed poważniejszym wspinaniem.
Pod ścianę podchodzimy bez pośpiechu w niecałe pół godziny – betony zdecydowanie ułatwiają zadanie. Warunki w całej dolnej części masywu (foto orientacyjne TUTAJ) są świetne, aż żal że od poniedziałku pogoda się załamuje. Nás nedobegať zaczyna się przy progu lodowym, którym podchodzi się pod Komin Stanisławskiego – w przeciwieństwie do dróg startujących z kotła nie przechodzimy jednak lodu, a wspinamy się na lewo od niego. Działamy w trójkę, ale ponieważ dla Szymona to pierwsza wizyta w Tatrach w sezonie decydujemy, że połowę drogi poprowadzi Michał, połowę ja.
Pierwszy wyciąg (50 m) zaczyna się skalno-śnieżną ścianką (M3), po której przejściu czeka nas spory odcinek po trawach (przyda się przynajmniej jedna igła) – kierujemy się wprost pod dużą załupę, gdzie znajdziemy stanowiskowego haka. Kilkanaście metrów na prawo startuje Škótska anabáza – również fajna droga o podobnym charakterze (RELACJA). Na drugim odcinku naszej drogi zaczyna się wspinanie drytoolowe – wchodzimy do zacięcia (M5) i kontynuujemy do wygodnej półki po ok. 20 metrach.
Wyciąg trzeci to piękne, długie (40 m) zacięcie - mimo tej samej wyceny jest bardziej wymagające od poprzedniego. Zaczyna się co prawda łatwiejszym odcinkiem (M4), im jednak wyżej tym trudniej – pod koniec czeka nas trawers na płytę po lewej (szukamy dobrych rys, asekuracja własna - friendy i kości wystarczą) i czujne wyjście na półkę pod stanowiskiem (haki i pętle). Wspinanie świetne choć pod koniec wyciągu trochę się zdziwiłem, chłopaki mieli podobnie 😉. Ostatni odcinek (prawie 60 m) można przejść na kilka sposobów o podobnych trudnościach (M3 do M4) – po wyjściu ze stanowiska idąc wprost (haki) skończymy Anabázą, ja trzymałem się bardziej lewej, przez uklamione ścianki (na pierwszej hak). Niezależnie od wariantu wychodzimy do śnieżno-lodowego żlebu i nim docieramy do stanowiska na ścianie po prawej – w miejscu gdzie z dołu wychodzi droga Lewy Y (klasyk ściany, RELACJA).
Mamy dwie opcje powrotu – zjazdy (dwa prosto w dół do kotła i jeden z niego pod próg lodowy) lub podejście żlebem do Niemieckiej Drabiny, trawers do Kieżmarskiego Kopiniaka (Turnię Szczepańskiego) i dalej w dół. Śniegu jest niewiele i jest bardzo twardy – wybieramy więc drugą opcję, dodatkowo chcąc zrobić rekonesans górnej części ściany przed jutrzejszym wspinaniem. Jeżeli jest lawiniasto lepiej zjechać lub iść z asekuracją, zarówno wyjście do Drabiny jak i zejście nią są ryzykowne. Do schroniska docieramy sporo czasu przed kolacją, możemy więc odpocząć i spokojnie przygotować się do jutrzejszej przygody.