Senza Pieta, Debeli Kuk
Majówkę w Paklenicy rozpoczynamy od działania na położonym tuż obok parkingu Debeli Kuk – na celownik obieramy popularną linię Senza Pieta (6b+). Nazwa drogi (pol. Bez Litości) nie odnosi się na szczęście do jej charakteru – wspinanie jest przyjemne i techniczne, skała bardzo dobrej jakości, a obicie komfortowe. Nie może być zresztą inaczej, skoro droga reklamowana jest jako jedno z najlepszych dzieł Paolo Pezzolato (lokalnego topowego ekipera) oraz określana mianem „modern classic”. Poza kluczowym odcinkiem pozostałe wyciągi oscylują w okolicy 6a, miejscami trzeba być jednak gotowym na więcej – szczególnie gdy nie jesteśmy jeszcze rozwspinani w miejscowym wapieniu. Drogę zdecydowanie polecam, po Slovenskim to niewątpliwie kolejna pozycja do odhaczenia na ścianie.
Pod Senza Pieta dochodzimy bardzo szybko – przed zakrętem z mostkiem idziemy wprost i po pokonaniu skalnego progu wchodzimy na szeroką półkę, z której startujemy (jest tabliczka). Pierwszy wyciąg może trochę zaskoczyć jeżeli spodziewamy się "skałkowego" 6a, po pokonaniu pionowego odcinka z dobrymi chwytami czeka nas bowiem gładka rynna, gdzie wykazać trzeba się techniką. Uspokoić można się na drugim, bardzo przyjemnym (5b) odcinku – idziemy łatwo za kant w lewo i wymytą skałą po filarze wprost do góry, na półkę ze stanowiskiem.
Kluczowy odcinek (6b+) zaczyna się efektowym, powietrznym trawersem - nie idziemy do góry jak w topo a poziomo w lewo za spitami. W pewnym momencie rzeźba skały zanika i czeka nas ciekawy bulder, po którym ponownie łapiemy dobre chwyty i kierujemy się wzdłuż rysy do stanowiska pod przewieszką. Na kolejnym wyciągu (6a+) ruszamy do góry wzdłuż rynny i przewijamy się w lewo po świetnych chwytach w lekkim przewieszeniu. Powyżej musimy przestawić się na inne wspinanie – do pokonania mamy rajbungową płytę z jednym trudniejszym miejscem.
Dwa kolejne wyciągi prowadzi Ania – pierwszy z nich (6a) prowadzi świetnie urzeźbionymi płytami, drugi (5c) ma już bardziej siłowy charakter i częściowo pokrywa się z linią Diagonalki. Przechodzimy przewieszony kominek po lewej i rysę powyżej, po czym odbijamy trawersem w lewo (dalej rysą do góry idzie wyciąg 5c ze wspomnianej drogi). Po dotarciu do zacięcia odbijamy do góry – trzeba uważać na przesztywnienie liny, partnerka strasznie się umordowała by dociągnąć do półki, na której są dwa spity. Nasz właściwy stan znajduje się jeszcze wyżej w lewo – przenosimy się więc tam by wygodniej rozpocząć ostatni wyciąg, który wygląda dość groźnie jak na 6a+, wracam więc na prowadzenie.
Faktycznie okazuje się, że łatwo (jak na 6a+) nie jest – po lekkim trawersie w prawo czeka nas trikowy bulder ze słabymi stopniami i dość spory runout powyżej. Gdy już pojawiają się dobre chwyty wracamy w lewo i skręcamy do góry w przewieszenie – kilka mocnych i przemyślanych ruchów (uwaga na dużą odstrzeloną płetwę!) i jesteśmy na stanie. Jeżeli zabraliśmy buty idziemy jeszcze łatwym terenem na szczyt i zjeżdżamy w prawo do ścieżki zejściowej, my wybraliśmy opcję drugą czyli zjazd ścianą. Po dwóch krótkich zjazdach (do stanowisk z ringami, nie do tych z naszej drogi) zjeżdżamy na całą długość liny do stanu nr 3 w rynnie i stąd pionowo w dół do ziemi, wzdłuż spitów z drogi Johnny (którą robimy kilka miesięcy później i okazuje się świetna - RELACJA).