10/07/2022Tagi: AlpyAlpy - FrancjaAiguille du GreponWspinanie górskie lato

Le Soleil Rendez-Vous avec la Lune, Aiguille du Grepon

Wycena: VII   Wycena uzupełniająca: 6b TD+   Asekuracja: RS2   Długość [m]: 1200   Wyciągi: 25   Czas [h]: 11   Wystawa: SE   Ocena: 9/10   Komentarz: Deniwelacja 800m.   

Tygodniowy pobyt w Alpach rozpoczynamy z Anią i Romkiem od wspinania na słonecznych Enversach. Zaraz po przyjeździe do Chamonix (i obowiązkowym burgerze w Poco Loco!) wyjeżdżamy kolejką na Montenvers i wieczorem docieramy do schroniska Envers des Aiguilles (2523m). Przed planowanym z kolegą Filarem Walkera potrzebny dobry rozwspin, plan jest więc dość intensywny – trzy drogi w dwa i pół dnia. Zaczynamy od 25-wyciągowej drogi 6b o wdzięcznej nazwie Randka Słońca z Księżycem na Grépon (3482m). Jeden z wielkich lokalnych klasyków nie zawodzi – wspinanie jest świetne, zróżnicowane i bezpieczne!

Podejście jest szybkie i ewidentne – z przełęczki nad schroniskiem schodzimy na stabilny i jednolity lodowiec Trelaporte, którym w kilkanaście minut docieramy pod ścianę. Na naszej drodze jest jeden zespół, tuż obok na sąsiedniej Aiguille Du Roc dwie ekipy rozpoczynają wspinanie na innych klasykach, które też rozważaliśmy – Pedro Polar (6b) i Children of the moon (6b). Startujemy w charakterystycznym miejscu – na trójkątnym skalnym bloku pod przewieszką. Prowadzę dziś pierwszą połowę drogi (Romek drugą), po zmianie butów i pozostawieniu zbędnego sprzętu pod ścianą wychodzę (4c) na półkę 10 metrów wyżej – do pierwszego stanowiska. Wspinać zaczynamy się ok. 7:30 i po chwili dosięga nas Słońce – gdyby nie zespół przed nami dobrze byłoby zacząć godzinę wcześniej. Cała droga wyposażona jest w stałe stanowiska zjazdowe, a asekuracja na poszczególnych wyciągach jest komfortowa - spity na płytach i dobra własna w rysach (wystarczy set BD od 0.3 do 2, duble 0.5, 0.75 i 1, kilka kości).

Na drugim wyciągu czeka już trudniejsze, typowe dla Enversów wspinanie – gładka, techniczna płyta (6a, ok. 40m) z kilkoma spitami. Ze stanowiska tuż za przełamaniem ścianki (warto zapamiętać pod zjazdy) podchodzimy skośnie w prawo półkami ok. 80 metrów – pod charakterystyczne zacięcie. Trzeci wyciąg prowadzi zacięciem (5c, 30m), czwarty płytą (6a+, 40m) po przejściu której dostajemy się na trójkątny taras. Dalej wspinamy się skośnie w lewo – najpierw kominem, potem płytą (5b+, 50m). Szósty wyciąg (6a+, 45m) to kolejne zacięcie i płyta wprost. Tutaj ponownie warto zapamiętać stanowisko – namierzenie go po ciemku może być problematyczne, tym bardziej, że dotrzemy do niego od góry a teraz wspinamy się w prawo.

Na siódmym wyciągu (5a, 60m) czeka nas bowiem najmniej przyjemny odcinek na drodze – trawers przez kuluar, którym co jakiś czas spadają kamienie wytapiane z zalanego lodem komina powyżej. Szybko przebiegamy ten niebezpieczny fragment i docieramy na taras pod szarymi płytami. Trzy kolejne wyciągi (5c,5c,5b) mają w sumie ok. 150 metrów – wspinamy się intuicyjnie skośnie w lewo wypatrując pojawiających się czasami spitów i kierujemy się do przełamania ściany, jest co najmniej kilka wariantów by dotrzeć w to samo miejsce.

Wyciąg 11ty (6a, 55m) jest bardzo ciekawy – na początek schodzimy w dół 2 metry (poręczówka ale zbędna bo łatwo), trawersujemy w lewo, pokonujemy pionowe zacięcie i wchodzimy w piękną gładką płytę – wg mnie jeden z trudniejszych odcinków na drodze. Na wyciągu 12tym (5c, 50m) czeka nas kolejna perełka – odstrzelona płyta i rysy, palce lizać 😊. Zmieniamy się na prowadzeniu – na pierwszego idzie odtąd Romek, a ja mogę już bezstresowo towarzyszyć Ani w delektowaniu się granitową ucztą i podziwianiu widoków. Druga połowa drogi prowadzi wzdłuż wielkiego filara i jest bardziej ewidentna i efektowna od części pierwszej, obie zajęły nam mniej więcej tyle samo czasu (po 5 i pół godziny).

Wyciąg 13 (5c, 40m) startuje uklamionym okapem, po którym idziemy wzdłuż rys i płytami skośnie w lewo. Dwa kolejne odcinki (5b, 40 i 55m) prowadzą pięknymi zacięciami i rysami, na wyciągu 16-tym (5c, 40m) czeka nas jeszcze ładniejszy fragment – niesamowite szare zacięcie. Dalej uroda drogi nie maleje, wyciąg 17-ty (5b, 40m) prowadzi cienką ryską w płycie, a 18-ty (6a, 50m) kapitalną płytą. Zgodnie stwierdzamy, że w Tatrach wystarczyłyby 2-3 podobne odcinki i droga byłaby mega-klasykiem, a tutaj już straciliśmy rachubę którym to wyciągiem się zachwycamy!

Wyciąg 19-ty (6a, 40m) zaczynamy od pięknej rysy, która wyprowadza nas na spiętrzenie filara, gdzie czeka niespodzianka – półtorametrowy krok nad przepaścią! Miejsce to pokonujemy za pomocą poręczówki, skacząc lub robiąc szpagat - jeżeli starczy nam zasięgu… Na wyciągu 20-tym (5c, 50m) wspinamy się zacięciami, na 21-tym (5c, 50m) płytą, na 22-gim (5c, 50m) pilnujemy by pod skośnym okapem strawersować do zacięcia w lewo, na kolejnym (5c, 50m) przecinamy drogę normalną i kierujemy się pionowo do góry . Swoją drogą wydaje się, że końcówka drogi jest na wyciągniecie ręki a tu kolejne 50 metrów, i kolejne, i kolejne – wspinanie nadal jest piękne i cieszy ale stopy już trochę bolą 😊.

Wyciąg 24-ty (6a+, 50m) jest jednym z ciekawszych – prowadzi wzdłuż pięknych zacięć i rys. Crux drogi (wg topo) czeka nas jednak na ostatnim odcinku (6b, 40m) – komin wygląda jednak na trudniejszy niż jest w rzeczywistości, choć warto robić go bez plecaka. U nas tym razem nie tylko prowadzący idzie na lekko – zostawiamy z Anią toboły na stanowisku, do którego zaraz zjedziemy, dzięki czemu sprawnie i szybko pokonujemy ostatnie metry i dołączamy do Romka czekającego pod piękną iglicą na grani. Po krótkiej przerwie wracamy do plecaków, ubieramy zabrane podejściówki i ok. 19-tej zaczynamy zjazdy.

Niestety o ile wspinanie szło nam sprawnie i bezproblemowo, tym razem powrót na ziemię nie należy do szybkich i przyjemnych – lina płata nam niesamowite figle i kilkukrotnie czeka nas walka z jej odblokowaniem (w tym bonusowe wspinanie trzech wyciągów). Aż wstyd się przyznać bo zamiast zakładanych czterech godzin na ziemi jesteśmy po około siedmiu... Przy zjeździe ze stanowiska 11-go pamiętamy by trawersować w prawo (twarzą do ściany), podejść do góry dwa metry i przejść do stanowiska 10-go, z którego jedziemy pionowo w dół. Trzy długie zjazdy poza drogą (jeden nieprzyjemny przez zalegający w żlebie śnieg) doprowadzają nas w okolice stanowiska 6-go. Na koniec po zjeździe na półki ze stanowiska nr 3 schodzimy do stanowiska nr 2, z którego wracamy już pod start drogi.

Zadowoleni z pięknego wspinania ale i podmęczeni przeciągniętymi do granic zjazdami około 3 nad ranem docieramy do schroniska, zalewamy liofa i delektujemy się (przezornie zakupionym wcześniej) piwkiem. Czeka nas krótka noc – za kilka godzin czas na kolejną piękną drogę, Amazonię na Nantillons (RELACJA)!