Velicova cesta, Kieżmarska Bula
Na rozpoczęcie sezonu zimowego wybieramy się z Michałem do Doliny Kieżmarskiej – stwierdzamy, że idąc na kolejną z krótkich „piątkowych” dróg niedaleko schroniska będzie blisko, szybko i nie za trudno. Tym razem wybór pada na drogę Veliča (ok. M5+) na Kieżmarskiej Buli – dodatkową zachętą jest opis na Drytoolingu, według którego jest ciekawie i ewidentnie. Tak też jest, jednak jak wiadomo zima rządzi się swoimi prawami i przy słabych warunkach oraz zbyt luźnym podejściu akcja zajmuje nam dużo więcej niż planowaliśmy. Drogę polecamy ale mimo niewielkiej długości należy raczej do kategorii poważniejszych w tej wycenie - zarówno jeśli chodzi o wspinanie jak i asekurację.
Po bardzo niespiesznym podejściu do Zielonego Stawu i długiej przerwie w schronisku ruszamy w kierunku naszej ściany. Jest prawie dwunasta ale to przecież tylko pięć wyciągów i szybkie zjazdy do Kotła albo spacer Drabiną – po co nam druga czołówka, waży przecież tak wiele 😉. Pod drogą konsternacja – płyta na starcie jest zasypana luźnym śniegiem i nie wygląda na M3, a powyżej dwa zacięcia zamiast jednego jak w topo, a zdjęcia z tego odcinka brak. Po kilku przymiarkach wybieram w końcu optymalne miejsce do wejścia w drogę, trzy metry wyżej robi się łatwiej i już wiadomo o co chodzi – gdy śniegu pod ścianą jest mało start jest trudniejszy. Po łatwiejszych trawkach czeka czujny w tych warunkach trawers po przyprószonej płycie w lewo i decyzja czy wchodzić w zacięcie bliższe czy dalsze. Foto-topo z przewodnika sugeruje dalsze ale wygląda paskudnie, poza tym pod tym bliższym widać haka – a więc mimo wszystko tam. By lina lepiej szła robię tutaj stanowisko (stary hak wypada ale wbijam go w lepsze miejsce, teraz powinien siedzieć) i wg mnie to dobra opcja i wtedy pominąć można kolejny stan ze schematu.
Odcinek nad półką okazuje się mocno sprężny jak na M5 – dopiero po kilku minutach dobrze się składam i wchodzę do zacięcia, gdzie jest już przyjemniej (choć trzeba liczyć tylko na własne przeloty). Jeszcze tylko ostrożne wyjście w lewo na koniec i docieram na duży trawnik – tutaj jest stała pętla, nie zatrzymuję się jednak i od razu przechodzą kolejny 20-metrowy wyciąg. Na początek trawers w lewo, nietrudne zacięcie (M4) i ponownie trawers w lewo do końca półki, pod ściankę z kępkami trawy. Podobnie jak na całej drodze haki okazują się przydatne.
Trzeci wyciąg (M5/5+, 20m) przechodzimy na szczęście szybciej – zaczynam od ścianki z trawkami, po czym czeka kolejne na drodze trickowe przewinięcie do zacięcia. Tutaj robi się naprawdę ładnie – wspinamy się wzdłuż rysy idealnej na dziaby, po czym wychodzimy na wygodną półkę. Zmieniamy się na prowadzeniu i szybko ruszamy dalej – do zmroku pozostała godzina więc już wiemy, że przyjdzie nam zapłacić za bezsensowną decyzję w sprawie drugiej czołówki.
Kolejny odcinek (M5+, 50m) w dolnej części oferuje bardzo ciekawe i ciągowe wspinanie, przydaje się więcej średnich friendów. Zaczynamy od pięknej poziomej rysy na dziaby (raki na tarcie), delikatnie wchodzimy na kępkę trawy i kontynuujemy wzdłuż pionowych pęknięć do góry. Na koniec trawersujemy w lewo przez płytowe podchwyty i dochodzimy pod kruchą załupę. Ekipa Damiana robiła w tym miejscu półwiszący stan, Michał jednak ciągnie dalej zgodnie z oryginalnym schematem - lina idzie dość ciężko ale da radę. Odcinek jest dość czujny (M4+) i kruchy, po jego przejściu docieramy do wygodnej półki i robimy stan. Gdy idę w ślady kolegi robi się ciemno – długo więc męczę kłopotliwe na drugiego fragmenty i czyszczenie sprzętu. Pomaga patent z latarką w telefonie włożonym do kieszeni na piersi i zablokowanym za pomocą zamka 😊.
Kolejny wyciąg (M4) to fajne mikstowe wspinanie – idziemy skośnie w lewo i docieramy do ostatniego skalnego spiętrzenia (po ok. 40 metrach), kolega robi tu stanowisko by lina nie skończyła się w płaskim terenie. Dzięki temu po ok. 30 metrach dojść można do łańcucha zlokalizowanego na skraju galerii po prawej stronie (zjazdy jak opisywałem TUTAJ), a w przypadku gdy schodzimy - zrobić stanowisku przy skałach powyżej lub od razu przejść na lotną. My postanawiamy przedłużyć sobie przygodę (jakby była za krótka 😉) i wychodzimy na Kieżmarski Kopiniak (Turnię Szczepańskiego), z której schodzimy Niemiecką Drabiną – śnieg jest bardzo kiepski a skalne i trawiaste progi niepodsypane dlatego trwa to bardzo długo. Zamiast lekkiego rozruchu skończyło się więc na nieplanowanych zmaganiach w ścianie i męczącym zejściu. Słowem – zima!