Gorilas en la Roca, Ponoig
Ostatniego dnia pobytu w Hiszpanii wybieramy się na 220-metrową drogę Gorilas en la Roca na monumentalnej południowej ścianie Ponoig (Ponoch). Stawiamy sobie dość ryzykowne wyzwanie – do odlotu samolotu mamy bowiem zaledwie kilka godzin. Jakby tego było mało przez błąd na podejściu długo szukamy początku drogi i w konsekwencji czas na wspinanie, zjazdy oraz powrót do auta kurczy się do trzech i pół godziny… Wiemy więc, że albo szybko poprowadzę wszystkie wyciągi OS-em, albo się nie wyrobimy i czeka nas wycof. Ponieważ jednak droga ma być przepiękna (i oczywiście należy do TOP50 Costa Blanca) postanawiamy spróbować – celem jest przecież samo wspinanie, a nie „zaliczenie” drogi!
Gdy dojeżdżamy na parking (GPS N 38.61615, W 0.14975) jest jeszcze ciemno i widzimy tylko zarys ściany - w Hiszpanii o tej porze roku Słońce wschodzi dopiero ok. 8:30! Zaczynamy podejście i źle interpretujemy opis w przewodniku by kierować się wzdłuż wyschniętego koryta rzeki i odbić do góry. Zamiast tego od razu ruszamy w kierunku ściany i docieramy pod jej środkową część, gdzie oczywiście naszej drogi nie znajdujemy. Dopiero po długim trawersie w lewo za odstrzeloną turnię wszystko zaczyna się zgadzać – to nasz sektor, a z parkingu prowadzi pod niego wyraźna i szeroka ścieżka, gdybyśmy ruszali z parkingu po świcie wszystko byłoby jasne 😉. Na usprawiedliwienie dodam tylko, że południowa wystawa Ponocha jest szeroka i wysoka na kilkaset metrów oraz znajduje się na niej prawie setka dróg (szczegółowy opis prawie 50 znajdziemy TUTAJ)!
Droga startuje szarą połogą płytą poprzetykaną trawami - na lewo od przewieszonej żółtej skały z charakterystycznymi okapami. Pierwszy wyciąg (6a, 50m) jest wspólny z Via Valencianos i jako jedyny na drodze nie jest zbyt urodziwy – można potraktować go jako teren dojściowy na rozgrzewkę. Po przejściu szarej płyty wychodzimy na trawiaste półki i kierujemy się w prawo do stanowiska pod początkiem właściwych trudności. Dla pewności czy jesteśmy tam gdzie trzeba sprawdzamy czy na skale po prawej znajduje się wyryty znak X 😊. Dodam tylko, że poza ekspresami na drogę mogą ale nie muszą przydać się 1-2 średnie friendy – trudności obite są bardzo dobrze, jednak w kilku miejscach przed oraz po nich autorzy pożałowali spita.
Na drugim wyciągu (6b+, 40m) zaczyna się już piękne i porządne wspinanie. Idziemy szarą płytą wprost do góry, po czym pokonujemy bardzo techniczne płytkie zacięcie oraz ciekawą ściankę z ostrymi dziurami powyżej. Prowadzenie zajmuje mi sporo czasu, zaczynam więc wątpić w powodzenie akcji – szczególnie, że długiego i czujnego odcinka nie da się też przebiec na drugiego. Powyżej jednak skała zmienia się z szarej na żółtą, miejscami przewieszoną, ale oferującą dużo lepszą rzeźbę – nasze tempo ulega zdecydowanej poprawie.
Przed nami jednak jeden z decydujących momentów – kluczowy wyciąg (6c+, 40m). Ruszamy dość łatwo w górę, po czym docieramy do przewieszonej ścianki (rampą w lewo prowadzi inna droga), gdzie czeka nas długi i ciągowy odcinek wzdłuż płytkich zagłębień w skale. Chwyty są w większości dobre, miejscami jednak obłe i niekorzystnie ułożone oraz niewidoczne, trzeba się dobrze ustawiać i wytrzymać zbułowanie – mi na szczęście udaje się dociągnąć do końca podczas pierwszej i jedynej próby. Ania stara się szybko przeazerować wyciąg, niestety w kilku miejscach nie jest to możliwe i musi mocno się nagimnastykować by wyjść z trudności.
Czwarty wyciąg jest łatwy (6a+, 30m) i bardzo przyjemny – idziemy wprost do góry brązową skałą, która wygląda kiepsko ale oferuje super tarcie i chwyty, nadrabiamy więc trochę czasu. Na początku wyciągu piątego (6b, 25m) przewijamy się do bardzo ciekawej nyży z wielkim gniazdem (w opisie piszę by nie próbować sobie wyobrażać co je zbudowało 😊), pokonujemy przewieszenie i wychodzimy na piękną płytę z małymi, ostrymi chwytami. Na deser czeka kapitalny, zróżnicowany wyciąg (6b+, 35m) – zaczynamy od siłowego fragmentu zwieńczonego dilferkiem, po czym odbijamy w lewo na techniczną płytkę. Po wpięciu się do ostatniego stanowiska sprawdzam czas – uff, zgodnie z planem, dwie i pół godziny (przewodnik podaje cztery). Ponieważ na powrót pod ścianę i dotarcie do auta mamy jednak tylko godzinę, Ania nie wspina się już do góry i od razu do niej wracam. Zjazdy mają po 30-40 metrów, nasza 80-metrowa pojedyncza lina sprawdza się więc idealnie i już 25 minut później stajemy na ziemi. Pozostaje bieg na parking (20 minut), szybkie spakowanie walizek pod lot i 60 minut by dotrzeć na lotnisko oraz zwrócić samochód. Po nadaniu bagażu okazuje się, że samolot spóźni się ponad godzinę – śmiejemy się, że gdybyśmy wiedzieli można było dorzucić z dwie sportowe drogi 😊.
Wspinając się na Costa Blanca na pewno warto odwiedzić Ponoch choć raz – ściana jest imponująca, skała świetna (lepsza od tej na tłumnie odwiedzanym Penonie!), a pięknych dróg w różnych trudnościach nie brakuje. Jedną z najlepszych jest niewątpliwie Gorilas en la Roca – poza pierwszym wyciągiem każdy z kolejnych przeniesiony w sektor sportowy byłby obleganym klasykiem. Także jak ktoś nawet nastawiony tylko na sportowe wspinanie w rejonie zastanawia się czy jest sens rozglądać się za wielowyciągami, odpowiedź brzmi zdecydowanie - TAK.