Filar Tivadara (lewy wariant), Tępa
Kilka dni po powrocie ze wspinania w słonecznej Hiszpanii czas się przestawić i wrócić w zimowe Tatry. Po rozważeniu potencjalnych celów pada na Tępą – dobra na rozruch, dodatkowo sporo linii przystępnych również po świeżym opadzie śniegu. Skuszeni starym artykułem z A/Zero autorstwa Artura Paszczaka wybieramy wariant drogi Tivadara na tzw. Węgierskim Filarze. Sugerując się opisem liczymy na kilka ciekawych wyciągów do M5/M6 w dolnej części, po których czeka kilkaset metrów łatwego terenu – czyli opcja rozwspin + rozchodzenie. Dziwi nas tylko słowackie topo, na którym trudności zaznaczone są tylko na pierwszym wyciągu. Już pod drogą widać, że coś się nie zgadza – mimo to postanawiamy trzymać się planu.
Węgierski Filar to drugie (po Galfym od którego oddziela je Superkuluar) wielkie żebro zachodniej ściany Tępej od strony Popradzkiego Stawu. By się pod nie dostać idziemy ścieżką przez Dolinę Złomisk i odbijamy w dogodnym miejscu – przy dobrym podkładzie nie będzie problemu, my musimy kawałek przedzierać się przez świeży śnieg między kosówkami. Będąc pod żebrem wchodzimy w lewo wyraźną zatoką, z której startuje zarówno droga Tivadara jak i jej lewy wariant (inny nazwany End of Season M4 zaczyna się niżej, u samej podstawy ściany). Mijamy ciekawie prezentujący się wariant oryginalny i kierujemy się do końca rampy, pod wybraną przez nas opcję. Nie wygląda ona zachęcająco – kruchy komin i wyjście w łatwiejszy teren powyżej. Ruszamy jednak żartując, że może gdzieś wyżej wyłonią się trudności ze schematu Artura – choć już jesteśmy prawie pewni, że wspinał się gdzie indziej 😊.
Rozpoczyna Michał – świeży śnieg w suchym generalnie kominie i brak mrozu sprawiają, że pierwsze metry są bardzo nieprzyjemne. Mimo iż trudności są wyraźnie niższe niż V+ (jak sugeruje topo) jest krucho – przy dobrym śniegu byłoby zdecydowanie lepiej (i jeszcze łatwiej). Po przejściu płytowego zacięcia idziemy kawałek rampą i przewijamy się czujnym trawersem w lewo (hak) – nad komin. Tutaj czeka fajny trawiasto-skalny kominek, nad którym wychodzimy w łatwy teren – dobre miejsce na stanowisko jest trochę wyżej przy skałach, wychodzi całe 60 metrów od startu. Lustrujemy teren powyżej i marudzimy pod nosem – trudności nie znaleźlibyśmy nawet na siłę. A więc tak jak się spodziewaliśmy topo słowackie się zgadza, a Artura opisuj zupełnie inny wariant… Godzimy się z mimo wszystko z losem i pocieszamy, że przynajmniej czeka nas wycieczka z ładnymi widokami 😉.
Kolejne dwie długości liny idziemy jeszcze na sztywno – ruszam przodem i miejscami wyszukuję jeszcze fragmenty „prawie-wspinaczkowe”, po dotarciu do zwężenia żebra (z dołu dochodzi wariant oryginalny) widzę jednak że nie ma to większego sensu. Przechodzimy więc na lotną i około 250 metrów jakie pozostały nam do wyjścia ze ściany pokonujemy już w ten sposób. Po drodze zdarzają się fragmenty dwójkowo-trójkowe – fajna mikstowa depresja, skalne ostrze grani i małe ścianki na niej. W górnej części żebro się jednak przełamuje i wychodzimy w bardziej połogi, w naszym przypadku kamienisty teren - przy „regularnej” zimie będzie to z pewnością czysto śnieżny teren. Idąc powoli do góry delektujemy się przebywaniem w górach i podziwiamy widoki – te niestety psują nam chmury gdy docieramy już pod szczyt. Pozostaje więc szybko zbiec na Przełęcz pod Osterwą i dalej do Majlathovej Chaty, gdzie czeka piwo i ulubione tagliatelle z grzybami 😊.
W domu analizuję schemat Artura i przesyłam mu swoje uwagi wraz z wrysowaną w zdjęcie linią jaką według mnie opisał. Moje przypuszczenia się potwierdzają – stwierdza, że nie sugerowali się słowackim topo i w ścianę wbili tam gdzie im się podobało, wspinając się finalnie tuż obok wariantu oryginalnego. A więc Lewy Wariant Filara Tivadara to zupełnie co innego niż Lewa Strona – opcji pierwszej raczej nie polecamy, druga podobno jest fajna więc załączam schemat gdyby ktoś się skusił.