La mia Africa, Monte Oddeu
Podążając tropem najładniejszych linii wielowyciągowych na Sardynii tym razem wizytujemy Monte Oddeu. Ponad 200-metrowa La Mia Africa (6c/6c+) reklamowana jest jako wielki klasyk Supramonte, prowadzący po płytach o świetnej jakości skale. Z daleka ściana wygląda niezbyt atrakcyjnie i dość niepozornie, nie warto się tym jednak sugerować – wspinanie okazuje się bowiem piękne, choć mocno techniczne i palczaste. Ponieważ to wschodnia wystawa, by uniknąć mocnego Słońca postanawiamy rozpocząć jak najpóźniej – biorąc pod uwagę charakter kluczowych odcinków decyzja ta finalnie okazała się niezbędna dla powodzenia akcji!
Na miejsce dojeżdżamy dobrą asfaltową drogą (płatny parking - 40.22506, 9.51625, można też podjechać dalej) i niespiesznie podchodzimy pod nieodległą ścianę, gdzie cierpliwie czekamy aż pojawi się na niej cień. O 13-tej nadal świeci, obawiając się jednak czy starczy nam czasu do zmroku postawiamy ruszać. Nasz niepokój wzbudzają jednak gładkie płyty i dość odległe od siebie jak na S2 spity 😉. Skała przypomina trochę tą z południowej ściany Marmolady i coś nam mówi, że nie tylko charakter wspinania ale i wyceny będą podobnie harde. Już początek drogi potwierdza nasze przeczucia…
Po dojściu do kluczowego fragmentu na pierwszym wyciągu (6b+, 35m) zaskakująco desperacko walczę o jego przejście, w sumie katując palce u stóp na małych dziurkach w rozgrzanej skale przez około 40 minut. Na stanowisku mam fizycznie i psychicznie dość, a to przecież dopiero początek... Zaczynając kolejny odcinek (6b, 35m) i ruszając do odległego drugiego spita jestem bardzo bliski wycofu, Ania też nie ma tęgiej miny i pyta czy jest sens bym tak szarpał się z prowadzeniem całej drogi. Po długim wahaniu stwierdzam jednak, że spróbuję jeszcze kawałek i jak tylko odpadnę lub nie puści mnie psycha to jedziemy w dół – to akurat tutaj w każdej chwili jest banalnie proste. Po kilku metrach łapię jednak drugi oddech, skała w cieniu stygnie a wspinanie choć wymagające robi się bardzo ciekawe – płytka, ryska, ścianka z ostrymi dziurkami i trochę połogu. Jest ładnie, a przed nami łatwiejszy fragment – próbujemy dalej 😊.
Trzeci wyciąg zaczyna się wyjątkowo mało atrakcyjnie jak na drogę – kruchym filarkiem z krzakami, po nim jest już jednak fajne zacięcie (5c) i ładna płytka (6a+). Wyciąg czwarty jako jedyny obity jest na trudniejszych metrach komfortowo, namawiam więc Anię na prowadzenie – łatwy połóg doprowadza do krótkiej ścianki z bulderem po małych chwytach (6b+), po czym już łatwiej (6a) trawersujemy bardzo mocno w lewo do stanowiska. Przed nami dwa kluczowe wyciągi, które zgodnie z opisami okazują się nieprzeciętnej urody, choć trzeba się na nich mocno sprężać oraz odważnie wychodzić nad wpinki. Po raz kolejny cieszymy się, że nie zaczęliśmy wspinania rano – będąc tutaj w pełnym Słońcu niechybnie skończyłoby się kapitulacją…
Wyciąg piąty (6c) startuje pionowym pęknięciem, zaraz nad nim wchodzimy jednak na 20-metrową pionową płytę usianą dziurkami. Idąc za pierwszym razem sporo ruchów robi się na wyczucie, ciężko bowiem przeczytać skałę – szczególnie w jednym miejscu spędzam dużo czasu i w końcu ryzykuję, z powodzeniem na szczęście. Wyciąg kolejny jest jeszcze piękniejszy, bardziej różnorodny ale i wymagający (oryginalnie 6c, w nowych schematach 6c+). Zaczynamy łatwo, po chwili jednak zaczyna się akcja – piękny flejk, a nad nim obła rysa w spionowanej płycie. Wizja powtarzania tego siłowego wyciągu na zmęczeniu totalnie mi się nie widzi, daję więc z siebie 200% by przejść za pierwszym razem – udaje się 😊. Radość po przejściu trudności mija po chwili – okazuje się, że do końca wyciągu jeszcze dobre 15 metrów z fragmentem 6b, stresująca sprawa by tego nie spalić!
Dzielna Ania zostawia na tym męczym nawet w stylu A0 wyciągu resztki sił, nie naciskam jej więc nawet na prowadzenie ostatniego odcinka. Ten okazuje się również bardzo ładny – po siłowym starcie (6b) wspinamy się wzdłuż ostrych pęknięć jak w Paklenicy (6a+) i docieramy do wieńczącego drogę łatwiejszego już połogu. Mając pojedynczą 60-metrową linę robimy zjazd od stanu do stanu - odcinki z 35 metrowymi wyciągami wychodzą na styk. Powrót w ten sposób jest bardzo szybki i nie trzeba zabierać butów koniecznych w przypadku chęci zejścia ścieżką dookoła.
Chwile zwątpienia były dziś przytłaczające, dzięki temu jednak radość z przejścia jest jeszcze większa – do tego pięknego wspinania było całkiem sporo! Jednak zgodnie z opisem z przewodnika (który błędnie bagatelizowałem) „drogi nie należy lekceważyć i jest na niej sporo wymagających i obowiązków ruchów bez których nie da się przejść dalej”. Osoby lubiące techniczne wspinanie po małych chwytach w płycie będą jednak zachwycone!