Coup de Bambou, Aiguille Dibona
Po obozie zostajemy z Anią w Écrins na krótką dogrywkę - przenosimy się z w zachodnią część rejonu specjalnie dla pewnej wyjątkowej turni 😊. O ile bowiem królowa Delfinatu to potężna La Meije, o tyle najładniejsza i najbardziej oblegana przez wspinaczy jest Aiguille Dibona (3131 m). Wśród wielu świetnych (w większości obitych!) dróg znajdziemy na niej m.in. jednego z najczęściej powtarzanych klasyków alpejskich – Visite Obligatoire (6a+/6b). Co ciekawe traktujemy go jako cel rezerwowy, plan zakłada bowiem zmierzenie się z dwoma trudniejszymi liniami. Zaczynamy od Coup de Bambou, oferującej piękne wspinanie z dwoma bardziej wymagającymi wyciągami (7a i 6c/c+) i resztą w okolicy 6a - w sam raz coś do poprowadzenia zarówno dla mnie jak i dla partnerki.
By dostać się pod Dibonę jedziemy w stronę położonego w głębi masywu La Berarde, zostawiamy samochód w wiosce Les Etages i pokonujemy ponad kilometr przewyższenia (wolnym tempem ok. 3h) do położonego tuż pod ścianą schroniska Soreiller (2719 m). Jak to często tutaj bywa miejsc brak, pozostaje więc nocleg w jednej z okolicznych kolib – jak się okazuje przy upałach jakie panują jest to nawet bardziej komfortowa opcja niż zatłoczona sypialnia. Wstajemy przed świtem zbudzeni przez hałasujących wspinaczy – jak się bowiem okazuję oblężenie Wizyty Obowiązkowej zaczyna się jeszcze w ciemności! Po śniadaniu w jadalni schroniskowej ruszamy i my – podejście zajmuje około pięciu minut, co jest rzadko spotykanym w górach ewenementem.
Na Coup de Bambou na szczęście dziś innych chętnych brak – poza Visite najwięcej ekip jest na drugim klasyku, zdecydowanie łatwiejszym - Voie Madier (5c z jednym trudniejszym wyciągiem 6a/b). Nasza droga startuje zresztą połogą płytą z tej drogi, odbijając z niej wprost do góry do pierwszego stanowiska. Właściwe wspinanie zaczynamy więc od drugiego wyciągu – na którym znajdziemy zresztą najtrudniejszy wg wyceny fragment drogi. Po pokonaniu świetnie urzeźbionej ścianki na starcie (5c) odbijamy skośnie w prawo, gdzie czeka krótka intensywna sekwencja (7a) po małych chwytach – w razie czego gęsto umieszczone spity umożliwiają przejście A0. Ciesząc się z przejścia klasycznego w pierwszej próbie przewijam się za filarek na łatwiejszą (6a) płytę, którą zmierzam do stanowiska.
Wyciąg trzeci (6a) prowadzi skośnym trawersem w lewo – zaczynamy po odstrzelonych skalnych płetwach, mijamy stanowisko z Physique et sans issue nad okapem i zatrzymujemy się kawałek dalej. Tutaj prowadzenie przejmuje Ania – na początek czeka ją połoga płyta (5c), po czym świetna ale bardziej już stroma ściana (6a). Na wyciągu szóstym (6a+) jest jeszcze ładniej – wspinamy w kapitalnym granicie wzdłuż filarka, a po minięciu okapu przechodzimy w prawo i zacięciem dostajemy się do stanowiska. Siódmy, łatwiejszy wyciąg (5b) doprowadza pod drugi trudny odcinek na drodze – jak się okazuje najciekawszy i najbardziej efektowny.
Już na starcie czeka ciekawy baldzik (ok. 6b), po którym trawersujemy w prawo do wiszącego filarka i przewijamy się (6b+) do technicznego zacięcia z rysą (6c/c+), która pod koniec robi się przystępniejsza. Kapitalny fragment, dający mnóstwo frajdy – na szczęcie udaje się w pierwszej próbie bo powrót do stanowiska byłby dość skomplikowany. Na deser pozostaje krótki wyciąg dziewiąty (5c), doprowadzający do półek pod górną częścią ściany. Tutaj Coup się kończy, można więc rozpocząć zjazdy lub kontynuować na szczyt Visite Obligatoire (najciekawiej) lub łatwiejszymi starymi drogami (Livanos lub Boell), na których przyda się dodatkowy własny sprzęt. Ponieważ mamy sporo czasu i nie wiemy czy na wierzchołek pójdziemy kolejnego dnia, postanawiamy pokonać cztery dodatkowe wyciągi Wizyty.
Na pierwszy z nich (6a) rusza Ania – obłe rysy nie podobają się jej już z dołu i faktycznie okazują się dość kąśliwe i kosztują sporo sił. Drugi odcinek prezentuje się jeszcze groźniej, przejmuję więc prowadzenie - wielka stroma płyta przecięta wąskimi rysami okazuje się naprawdę wymagająca jak na 6a, do tego dość odważnie obita. Wyżej ściana przełamuje się i przechodzi w grań, na której do pokonania mamy ciekawe turnie – szczególnie jedna z nich jest dość niebanalna (ponownie mocne 6a). Ostatni odcinek to ścianka z szeroką rysą (5c) i łatwiejsze wspinanie poziomą już granią w kierunku wierzchołka. Gdy dociera do mnie Ania robimy dłuższą przerwę, delektując się widokami i ciesząc przez chwilę samotnością. By dotrzeć do ścieżki zejściowej zjeżdżamy 25 metrów granią na północ i jeszcze raz w dół z przełączki – można też wyjść z niej trawersem jeżeli poniżej leży śnieg. Dalej podążamy już wzdłuż kopczyków piargami pod ścianą zachodnią i w dół do schroniska (ok 1h ze szczytu) na piwo, które po takim wspinaniu smakuje wybornie 😉. A kolejnego dnia raz jeszcze dotkniemy pięknego granitu Dibony!