Stanisławski, Mały Kieżmarski Szczyt + Grań Wideł + Stanisławski, Łomnica
Połączenie Granią Wideł dróg Stanisławskiego na północnej ścianie Małego Kieżmarskiego z jego linią na zachodniej ścianie Łomnicy chodziło mi po głowie od dłuższego czasu. Z realizacją koncepcji wyprzedził mnie Grzesiek Folta, robiąc to w świetnym stylu (free solo w 5h50m) i nadając jej roboczą nazwę „Stanisławski Widły”. Dwa tygodnie poźniej powtarzamy łańcuchówkę z Szymonem.
Z liną schodzi oczywiście więcej czasu jednak mimo braku znajomości dwóch dróg, robienia przerw i wielu zdjęć oraz pilnowania stylu klasycznego (również na drugiego) udaje nam się spokojnie wyrobić od świtu do zmierzchu w krótszy już jesienny dzień. Przygoda jest rodem z długich alpejskich klasyków - wspinania (choć nietrudnego) wychodzi około 2000 metrów, a więc ta i podobne kombinacja to świetny sposób na „wydłużanie” tatrzańskich ścian 😊.
W znany nam już z lata i zimy Komin Stanisławskiego startujemy o świcie (ok. 6:30) – do Niemieckiej Drabiny do przejścia jest ok. 500 metrów podzielone na 10 długich wyciągów. Droga jakiś czas temu została wyposażona w gotowe stanowiska (łańcuchy), co znacznie przyspiesza wspinanie i poprawia bezpieczeństwo – w sezonie letnim haki nie są konieczne. Tatrzański klasyk jest zdecydowanie ciekawszy zimą – latem jak to w kominach jest sporo wilgoci i kruszyzny – mimo to biorąc pod uwagę historię drogi i jej lokalizację po prostu wypada ją zrobić! Po pierwszym letnim przejściu nie opisywałem drogi, zrobię to więc pokrótce tutaj, dołączam też orientacyjne foto-topo. Opis zimowy wraz z topo zawierającym wyceny mikstowe znajdziecie w relacji z przejścia zimowego – TUTAJ.
By dostać się pod początek „właściwego” wspinania czeka na wejście do Kotła pod Kominem – próg pokonujemy po najmniejszej linii oporu, połogimi skałami poprzetykanymi trawą (III). Pierwszy łańcuch znajdziemy w górnej części żlebu, po prawej stronie – około 3 metry nad ziemią (celowo pod kątem zimy). Stąd wspinamy się depresją po lewej (IV) i po wyjściu w łatwy teren podchodzimy do stanowiska na prawo od piętrzącego się do góry ciągu kominów. Wyciąg trzeci to nietrudne (IV) wspinanie żlebem, przechodzącym wyżej w zwężający się komin – na kolejnym odcinku do pokonaniu mamy jeden bardziej stromy fragment (V). Piąty odcinek (V) prowadzi dnem szerszego komina, z którego wychodzimy jego prawą ścianą – to chyba jeden z ciekawszych fragmentów całej drogi.
Na szóstym wyciągu czeka nas obejście przewieszenia zagradzającego dalszą drogę – zaczynamy po prawej stronie i nad okapem robimy spory trawers z obniżeniem (po drodze stare stanowisko z haków). Latem miejsce to nie jest trudne i oryginalna wycena (VI) jest obecnie skorygowana do V+, powodem mogą być liczne obrywy jakie nawiedziły komin przez kilkadziesiąt lat. Prowadząc dobrze linę można iść dalej – po dojściu do zacięcie po lewej odbijamy do góry (krucho!), mijamy kolejne haki i pokonujemy krótką ściankę (V) nad którą czeka wygodne stanowisko w kociołku. Wyciąg siódmy startuje ładnym zacięciem z hakami (V) i są to ostatnie trudności na drodze, wyżej wychodzimy bowiem w szeroki żleb poprzetykany kilkoma ściankami. Po dojściu do kolejnego stanowiska można więc przejść na lotną. Po dwóch kolejnych odcinkach (II-III) docieramy do końca żlebu, obok łańcucha odbijamy płytową rampą (III) w lewo do przełączki (spit z repem), gdzie droga się kończy – do Niemieckiej Drabiny schodzimy ścieżką w dół kilkanaście metrów. Robiąc tylko Komin schodzimy Drabiną w dół, warto jednak kontynuować na szczyt – czy to „Górnym Stanisławskim” (teoretycznie to niezależna droga ponieważ autor pokonał ją w osobnym przejściu) jak my, czy też jedną z innych dróg (np. popularnymi zimą Szczepańskimi, Filarem Grosza czy trudniejszym Plskem).
Znając Komin i pokonując łatwiejsze jego fragmenty na lotnej asekuracji na Niemieckiej Drabinie meldujemy się po dwóch godzinach (standardowo można założyć ok. 3-4h), robimy krótką przerwę i lustrujemy górną część ściany. Mimo wczesnej pory po nasłuchaniu się opowieści jak to trudno rozpracować przebieg dalszej drogi mamy sporo obaw czy starczy nam czasu na całą łańcuchówkę. Jak się jednak okazuje mimo braku zdjęć i sprawdzonych informacji okazuje się to bardzo proste – opis z WHP okazuje się wystarczający. Podchodzimy kawałek Drabiną i w miejscu gdzie kończy się pas przewieszek odnajdujemy startowe zacięcie z rysą. To jak zauważył już Grzesiek Folta jest zdecydowanie łatwiejsze niż pierwsza klasyczna wycena (max V, a nie VI) – ponownie jednak nie wiadomo jak miejsce to wyglądać mogło kiedyś. Po wyjściu z trudności czeka nas łatwy trawers w lewo do gotowego stanowiska – haki z taśmą.
Stąd wspinamy się skośnie w lewo przez płyty (IV/V w zależności od wariantu) idąc za kolejnymi hakami w kierunku wyraźnej rysy na kancie. Przewijamy się pod nią i schodzimy lekko w dół na trawiaste półki. Z nich kontynuujemy (IV) trawers w lewo – na początku idziemy mocno w poziomie, by pod koniec przewinąć się za kolejny filar i dotrzeć do sporego kamienistego tarasu na Pośredniej Srebrnej Drabinie – ewidentnej rampy (III) prowadzącej skośnie w prawo na Kieżmarską Kazalnicę. Z niewiadomych przyczyn kolega przechodzi jednak dalej i ląduję gdzieś wysoko w ścianie – z kwaśnymi minami musimy wspinać się z powrotem w dół 😊.
Na Kazalnicę docieramy już na lotnej i by nadgonić trochę czasu od razu ruszamy dalej. Dalsze kilkaset metrów (w sumie Górny Stanisławski będzie miał ok. 600m, w przewyższeniu ok. 400m) prowadzi ewidentną szeroką depresją na lewo od piętrzącego się nad nami filara – mikro-wariantów o podobnych trudnościach (III-IV) jest mnóstwo, ciężko więc o szczegóły. Generalnie co jakiś czas czytaliśmy WHP starając się iść wg opisu – czasami jednak wybieraliśmy kolejne pasaże intuicyjnie, starając się wymijać wielkie kruche bloki, które miejscami ledwo się trzymają... Po przełamaniu ściany wychodzimy do rozległego kotła pod granią i po wyjściu na nią odbijamy w lewo na pobliski szczyt (II-III). Na Małym Kieżmarskim jesteśmy po 2,5 godziny, a kilka minut później na jego większym bracie – udało się (prawie) nie błądzić i wyrobić zgodnie z planem, pozwalamy więc sobie na dłuższą przerwę przed rozpoczęciem dalszej części naszej „taternickiej wycieczki”.
Mimo piątku z powodu ostatniego dnia pięknej pogody Grań Wideł, na którą wchodzimy po 12-tej, jest mocno zatłoczona w obie strony – w newralgicznych momentach jesteśmy jednak uprzejmie puszczani. Szybkie przejście ułatwia niewątpliwie znajomość drogi – idziemy dość szybko i zatrzymujemy się tylko przed najtrudniejszym uskokiem pod Wielkim Szczytem Wideł oraz przy okazji zjazdów. Przebieg opisywałem już przy okazji pierwszego przejścia (RELACJA), tym razem ograniczę się więc tylko do kilku zdjęć z podpisami. Z Grani schodzimy po około dwóch godzinach i wiedząc, że mamy całkiem spory zapas czasu do zachodu Słońca pozwalamy sobie na ekstrawagancję w postaci podwójnego espresso w restauracji na szczycie Łomnicy 😊. Po długiej przerwie ciężko ruszyć do dalszej akcji, przy tak pięknej pogodzie łatwiej jednak o motywację – ruszamy więc w dół Drogą Jordana na przełączkę nad Żlebem Teryho i nim w dół pod Stanisławskiego na Szklanej Górze, jak określona została kiedyś zachodnia ścian drugiego najwyższego tatrzańskiego szczytu.
Droga okazuje się nie tylko niezwykle ewidentna (prowadzi wzdłuż wielkiej rampy przecinającej prawie całą ścianę) ale i zaskakująco ładna - zdecydowanie można ją polecić jako cel sam w sobie, szczególnie osobom poszukującym najlepszych tatrzańskich „piątek”. By urozmaicić sobie wspinanie warto zrobić małe prostowanie na starcie i do rampy dostać się płytami na prawo zaraz obok zacięcia opadającego spod Hokejki. Po przejściu tego ciekawego fragmentu (V) dochodzimy do depresji i kontynuujemy nią skośnie w lewo (IV). Po około 30 metrach trafimy na łańcuch, dobrze prowadząc linę spokojnie można jednak iść dalej – kontynuujemy zacięciem w lewo i wychodzimy na filarek (IV), nad którym czeka wygodna platforma ze stanowiskiem wspólnym z Hokejką.
Na starcie trzeciego wyciągu podobno coś się urwało – przejście wzdłuż lekko przewieszonego pęknięcia jest ciekawe ale i dość wymagające (ok. V). Powyżej jest już zdecydowanie łatwiej – idziemy załupą (III) w lewo i albo zatrzymujemy się przy łańcuchu z pięknej drogi Patagonské léto albo idziemy dalej szeroką rampą i zatrzymujemy się tuż nad nią (hak). Kolejny odcinek to bardzo ładny ciąg płytowych zacięć (IV) – po pierwszym z nich przewijamy się w prawo kolejnego, prowadzącego na balkonik pod Czerwoną Przewieszką. Stąd wspinamy się fajnym kominkiem po lewej (V) i dalej wzdłuż depresji (IV+).
Ostatni fragment drogi (IV+) jest jako jedyny nieco mniej czytelny – gdy depresja zaczyna zanikać i prowadzić w stronę przewieszek do góry, trawersujemy w lewo do biegnącego wzdłuż kantu zacięcia z drogi Puskasa. Nim kontynuujemy wprost do góry i wychodzimy ze ściany – na półce czeka dość nietypowe stanowisko w postaci spita z baranimi rogami 😊. Na szczycie meldujemy się ponownie około godziny 18-tej i przechodzimy do najmniej przyjemnej części czyli zejścia – na pocieszenie fundujemy sobie jednak piwo w Skalnatej Chacie. Ku naszej radości po wyjściu ze schroniska wpadamy na Kubę i Tomka, którzy nie tylko umilają nam czas rozmową ale i podwożą do samochodu zostawionego przy wejściu do Doliny Kieżmarskiej, gdzie zaczęliśmy naszą przygodę.
PS. Inną ciekawą opcją na łańcuchówkę w masywie jest połączenie Granią Wideł południowej ściany Kieżmarskiego lub Wideł i zachodniej Łomnicy. Kiedyś pisałem o tym przy okazji przejścia Prawego Filara Wideł Tatarki z Granią oraz Čuňasovą Cestą Páleníčka (RELACJA) - krótsza ale trudniejsza kombinacja, którą oczywiście można dowolnie konfigurować.