Prawy Dorawski, Świnica
Tydzień po zrobieniu Leporowskiego na Kozim Wierchu (RELACJA) wracam na Halę by dorzucić do kolekcji kolejnego okolicznego klasyka – Prawego Dorawskiego na Świnicy. Ze względu na niewielką ilość śniegu i jego średnią jakość dotarcie pod kopułę szczytową zajmuje naszej trójce (tow. Dominik i Michał) sporo czasu, a jedno miejsce daje się nieco we znaki. Zgodnie z przewidywaniami kluczowe skalne odcinki w górnym spiętrzeniu są jednak suche, co przy płytowym charakterze wspinania jest tutaj ważne. W optymalnych warunkach trudności oscylują wokół mocnej piątki, z jednym bardziej wymagającym fragmentem (ok. M6-) z dobrą asekuracją. Przy zasypanej skale będzie trudniej i ryzykownie - zdarzały się przejścia A0 i wycofy w wykonaniu mocnych zespołów.
Po dotarciu pod ścianę trawersujemy pod początek trudności (przy dobrym śniegu można iść wprost od dołu) i zaczynamy wspinanie. Pierwsze metry to łatwy (M3-M4) mikstowy odcinek, po którym docieramy pod trudniejszą płytkę (ok. M5 gdy sucha) – po jej przejściu warto zrobić stanowisko. Nasz drugi wyciąg Dominik zaczyna od czujnego trawersu pod kominek, do którego wejście stanowi o trudnościach dolnego spiętrzenia – w zastanych warunkach natykamy się na fragment M5+ z nieco gorszą asekuracją. Wyżej czeka mniej strome już zacięcie wyprowadzające w łatwy teren – stanowisko robimy w dogodnym miejscu. Środkową część ściany pokonujemy na lotnej asekuracji – idziemy do góry i w prawo śniegiem, po czym pokonujemy dwa krótkie skalne uskoki (ok. M3) i docieramy pod kopułę szczytową. Ku naszemu zdziwieniu pod wielką nyżą poniżej wejścia w trudności odnajdujemy dwa spity – dobre miejsce na stanowisko, choć asekurując na kolejnym wyciągu trzeba się mocno wychylić w lewo.
Kluczową część ściany prowadzi Michał – idziemy kilkanaście metrów depresją do góry, po czym wychodzimy w lewo na półkę (przewieszonym zacięciem w prawo idzie wariant). Kolejne metry to piękne wspinanie w płycie z rysą (ok. M5, haki), która pod koniec robi się dość gładka – po cruxie (ok. M6-) wychodzimy na wygodną półkę i robimy stan (wg schematu Kardasia zrobiliśmy dwa wyciągi). Następny odcinek zaczynamy po lewej stromym zacięciem z dobrymi chwytami – bardziej wymagające (ok. M5+) jest tylko wyjście z niego na półkę, którą trawersujemy w prawo do wygodnego stanowiska. Ostatni trudniejszy fragment drogi zaczynamy już po ciemku od czujnego przewinięcia w lewo do wąskiej stromej załupy (ok. M5), która po kilku metrach robi się mniej stroma – kontynuujemy nią za żebro w łatwiejszy teren. My zapędzamy się nieco za daleko, co nie ma jednak większego znaczenia – do wierzchołka taternickiego pozostaje ok. 60 metrów wspinania w trudnościach M3-M4, w zależności od wariantu. Drogę oczywiście polecam – na pewno jest to jeden z ciekawszych zimowych celów w okolicy!