L'eau Rance d'Arabie, Pilier Rouge Aiguille de Blaitiere (wycof)
Po zrobieniu dwóch dróg w Ecrins czeka nas trudna decyzja czy zostać na miejscu (pewna pogoda) czy zaryzykować i przenieść się do Chamonix by spróbować któregoś z zaplanowanych przed wyjazdem głównych celów. Prognozy dają szansę więc jedziemy – w środę po dojściu pod Aiguille Peigne okazuje się niestety, że wszystko jest zlane a temperatura oscyluje koło zera. Nie poddajemy się jednak i przenosimy pod Aiguille Blaitiere – trudniejsze drogi nie rokują, płytowa L'eau Rance d'Arabie (6b+ 260m) już bardziej. Wspinanie jest świetne i zajmujące, niestety im wyżej tym gorzej z pogodą – chmury gęstnieją, robi się przeraźliwie zimno i wietrznie. Robimy co prawda kluczowe wyciągi ale drogi nie kończymy, wrzucam jednak opis bo kogoś może zachęcić do przejścia tej pięknej drogi.
Po dotarciu do kociołka za granią Lames Fontaine (tym razem nie ma lodu więc raki nie są konieczne) podchodzimy na przełączkę i trawersujemy po drugiej stronie na duży taras pod Czerwonym Filarem Aiguille Blaitiere. Mimo kiepskich warunków jest kilka zespołów - większość na najpopularniejszym tutaj, krótkim (6a) Nabot Leon, który robiłem kilka lat temu z Anią (relacja TUTAJ). Z ciekawości zerkamy na nasz główny cel – Fidel Fiasco jest oczywiście mokry a w górnej części nawet przysypany śniegiem, dlatego odczekujemy do południa aż zrobi się choć trochę cieplej (ściana zachodnia) i zaczynamy drogę L'eau Rance d'Arabie autorstwa Pioli. Do asekuracji dobrze mieć zestaw camów 0,3 -3 z dublami 0,3-0,75, ewentualnie kostki.
Pierwszy (kluczowy, 6b+) wyciąg to techniczne wspinanie w płycie przeciętą cienką obłą ryską – za asekurację służą spity, dla komfortu można dołożyć z 2-3 mikrofriendy pomiędzy nimi. Próba Bartka kończy się w cruxie, zmieniam go więc i po małym falstarcie (noga wyjechała ze stopnia) od razu wstawiam się ponownie, pokonuję trudności i łatwiejszy odcinek skośnie w lewo do stanowiska. Świetny drugi wyciąg (6a) zaczyna się ryską w płycie, po której czeka trudny ruch w prawo (jedyny spit) i wejście do płytkiego zacięcia (nie idziemy w prawo rysą), przechodzącego w rysę na płycie po lewej – docieramy nią prosto do stanu. Trzeci wyciąg startuje łatwym zacięciem na prawo, po czym prowadzi śliczną podwójną ryską (6a) na półeczkę.
Na czwartym odcinku (5c) prowadzenie przejmuje Bartek – wąskie zacięcie zaraz po prawej (nie idziemy za daleko do widocznego tam spita z innej drogi) prowadzi do trikowego miejsca w płycie, z której wychodzimy na mały taras i kontynuujemy wzdłuż pęknięć do stanowiska. Choć pogoda cały czas się pogarsza, liczymy że dociągniemy do końca. Piąty wyciąg (6b) w tych warunkach okazuje się jednak wymagający – po czujnym starcie czeka dość skomplikowany bulder ubezpieczony spitami. Zamarzając na niewygodnym stanie przyglądamy się patentowaniu Bartka – jest rozgrzany więc zmienianie go wydaje się bez sensu, dopiero jednak przy trzecim podejściu udaje mu się uporać z trudnościami i dostać do ładnej rysy nad okapikiem, która doprowadza do zacięcia i stanowiska w nim.
Po bolesnym dojściu do kolegi (zamarznięte ręce i stopy) czeka nas przykry widok – kolejny wyciąg (6a) prowadzący rysami i odstrzelonymi płytami między przewieszkami jest kompletnie zlany. Kolega próbuje kilkanaście metrów, wspinanie w tych okolicznościach jest jednak bezsensowne i ryzykowne – wraca więc do nas i jedziemy na dół. Dodam tylko, że dwa ostatnie wyciągi to rysa off-width (6a+) z boltem w trudnościach (piszą że dla komfortu można zabrać cama #4) i łatwiejsze przejście depresją w prawo i płytą (5c). Nas tymczasem czeka jeszcze żmudne zejście – najpierw na Plan, a że kolejka już nie jeździ to z niego jeszcze prawie półtora kilometra w pionie do miasta.
Wrócimy za dwa dni licząc że ściany podeschną i uda się zrobić coś fajnego.