09/08/2025Tagi: TatryDolina Rybiego PotokuMnichWspinanie górskie lato

Wariant R, Mnich

Wycena: IX-   Asekuracja: RS1   Długość [m]: 140   Wyciągi: 6   Czas [h]: 9   Wystawa: E   Ocena: 9/10   Komentarz:    

W weekend pomiędzy alpejskimi wyjazdami trafia się pogoda, trzeba więc spędzić go w Tatrach! W sobotę z Mateuszem wybieramy się na Mnicha by zmierzyć się z jednym z wielkich klasyków – Wariantem R (IX-). Droga dwukrotnie odegrała ważną rolę w dziejach taternictwa – najpierw gdy została wytyczona i pokonana hakowo, następnie gdy doszło do jej uklasycznienia. W obecnych czasach jej przejścia nie są już czymś niezwykłym, nadal jest to jednak świetna linia na której pod palcami czuć historię.

Po przejściu półkami pod ścianę wschodnią szybko pokonujemy krótki i łatwy (IV) wyciąg prowadzący skośną trawiastą rampą do stanowiska pod początkiem trudności. Choć ściana jest sucha to wysoka wilgotność sprawia, że ryski są nieco śliskie a buty łatwiej wyjeżdżają ze stopni – trzeba się będzie mocniej trzymać i uzbroić w cierpliwość, a ta będzie dziś bardzo potrzebna...

Kluczowy drugi wyciąg zaczyna się szerokim pęknięciem po lewej (ok. VII-), które doprowadza do małego okapiku nad którym wspinamy się już wzdłuż cienkiej ryski przecinającą wielką płytę. Na jej pierwszych metrach (VII+) są dobre hakodziury, im wyżej tym robi się jednak trudniej, a kluczowa sekwencja czeka pod sam koniec. Dodatkowym wyzwaniem jest konieczność zakładania własnej asekuracji – przydają się zdublowane małe i średnie friendy, ze stałych punktów do dyspozycji są tylko cztery stare haki i spit na samej górze. Pierwsza próba w wykonaniu Mateusza kończy się w trudnościach – bulder jaki tam czeka wymaga dłuższego dopracowania. Mając powieszone przeloty daję się skusić na prowadzenie – dojście pod trudności dobrze dogrzewa, patentowanie górnej części kosztuje jednak sporo sił i czasu. Przy drugim podejściu kolega płynnie dochodzi do cruxa, sprawnie go pokonuje i… spada mając już rękę na dobrym chwycie pod stanowiskiem! Żal że było tak blisko po chwili mija, trzeba się skupić na kolejnej próbie – trzecia wygląda najgorzej, ważne jednak że jest skuteczna i pozostajemy w grze 😊.

Trzeci odcinek zaczynamy od mojego prowadzenia – próba OS-a kończy się jednak już na bulderze tuż nad stanowiskiem, gdzie po chwili okazuje się że są dwa sposoby przejścia, trudniejszy po lewej (VIII) od spitów i łatwiejszy ale zasięgowy (VIII-) po prawej. Kończę wyciąg wieszając przeloty – po cruxie wchodzimy do obłej ryski (ok. VII+) gdzie do stałych punktów (spity i haki) dobrze dołożyć z 2-3 friendy uważając by nie zapchać sobie chwytów. Pod koniec czeka jeszcze niebanalne przewinięcie w prawo (VII+/VIII-), które pokonać można przynajmniej na dwa sposoby – oczywiście nie zdradzam by nie psuć OS-a. Po nieudanej próbie flesza w wykonaniu kolegi ruszam po raz drugi, robię wszystko jak należy i… spadam trzymając dobrego chwytu na wyjściu z trudności. Analogiczna sytuacja do tej z pierwszego wyciągu powoduje spory spadek morale, jeszcze gorzej robi się gdy Mateusz w podobny sposób pali swoją drugą próbę, a mi pechowo wyjeżdża noga w trzeciej! Uparcie próbujemy jednak raz jeszcze i gdy kolega wpina się do łańcucha kamień spada nam z serca.

Czwarty wyciąg (bardziej VIII niż VIII-) prowadzi między okapami – z dołu wygląda siłowo, okazuje się jednak wybitnie techniczny. Do dyspozycji jest kilka spitów i haki, własny sprzęt przydaje się ewentualnie tylko do zdublowania i na ostatni fragment. Zaczynamy od razu od trudności – wciskamy się do wypychającego zacięcia nad pierwszym okapem i szukamy sposobu na przejście płytką w lewo pod kolejnym. Po przewinięciu robi się zdecydowanie łatwiej (ok. VII-) – wspinamy się rysą na prawo od odstrzelonej płyty (Piranii) i pokonujemy lekko przewieszony kominek, z którego wychodzimy do stanowiska na dużym tarasie. Na ten wyciąg nie pozostaje nam za dużo sił i czasu, gdy więc próba przejścia OS-em kończy się pechowo (po raz kolejny już raz dzisiaj!) na ostatnich łatwych metrach, sytuajcę rzutem na taśmę ratuje tym razem mój flesz. Wszystko więc odwraca się w momencie o 180 stopni – wiemy że dwa ostatnie wyciągi to już pokorna ale jednak formalność i drogę po prostu musimy już zrobić!

Piąty odcinek zaczyna się trawersem w lewo (ok. IV, spit) pod rysę między przewiszkami – idziemy nią do góry (VI-, własna asekuracja), pokonujemy trikowy okapik powyżej i przechodzimy w lewo do stanowiska. Stąd łatwo wyjść w lewo ze ściany, my jednak podobnie jak większość powtarzających decydujemy się na prostowanie Wariantem Nyki. Ze stanowiska wspinamy się ryską (ok. V+) pod groźnie wyglądający okap ze spitem – mimo sporego wywieszenia chwyty są jednak dobre a trudności adekwatne do wyceny (VII-). Po wyjściu z trudności idziemy łatwo (ok. V) na półkę pod szczytem – jest tutaj stanowisko z American Beauty, można je jednak pominąć i podejść kilka metrów na wierzchołek.

Na szczycie meldujemy się wieczorem zmęczeni niczym po wielkiej ścianie, bardzo szczęśliwi jednak że udało przejść się klasycznie (w stylu PP zespołowo) tą krótką ale treściwą dla nas oraz istotną dla historii wspinania w Tatrach drogę. Mateusz schodzi na parking, ja z Anią na Tabor - kolejnego dnia wybieramy się na Drogę Surdela na wschodniej MSW.